W JETSTREAMIE OCZEKIWAŃ

Nepalczycy o skomplikowanych imionach jak dni tygodnia (Mingma Gyalje Sherpa, Nirmal Purja, Mingma David Sherpa, Gelje Sherpa, Sona Sherpa, Mingma Tenzi Sherpa, Pem Chhiri Sherpa, Dawa Temba Sherpa, Kili Pemba Sherpa i Dawa Tenjing Sherpa) zdobyli zimą K2, lecz jeśli ktoś sądzi, iż nastąpiło tak oczekiwane rozwiązanie WIELKIEGO PROBLEMU i teraz zapanują cisza, radość i pokój na świecie, bardzo się pomylił. To wejście dopiero wygenerowało problemy, psychozy, erupcję głupoty, zazdrości i bólu wielu tyłków.

Okazało się bowiem, że nie wchodzili, bo chcieli jako pierwsi wejść zimą na K2, dla siebie, dla kraju, żeby pokazać, że też psu spod ogona nie wypadli i że są nie lada fachowcami w górskim rzemiośle.

Okazało się, że powinni swym wejściem spełnić oczekiwania wielu osób: wybitnych himalaistów oraz fotelowych ekspertów. Nie spełnili. Ich wejście było wydarzeniem żenującym, obciachowym, nic nieznaczącym, słowem wstyd.

Żeby wyjść z tego z twarzą i dowieść, że nie są cieniasami, powinni trochę odsapnąć, podjeść, przeprać ciuchy i szybko wracać pod K2, by zdobyć tę górę naprawdę, porządnie, tak, żeby wszyscy byli zadowoleni.

No, ale zanim co, powinni spełnić kilka warunków:

– Zrobić to w tajemnicy, bo Gajewski powiedział, że do tej pory nie chciało im się (Nepalczykom, Szerpom) chodzić w zimie, lecz gdy zwietrzyli, że to medialne, to poszli. Tak więc zero fotek na Insta i Fb, zero informacji, chłopaki. Potem też się specjalnie nie afiszujcie.

– Poczekać na porządne, a nawet katastrofalne załamanie pogody, bo Messner powiedział, że w ładną pogodę to się nie liczy. Musi być więc apokaliptyczny opad śniegu, wichura minimum 120 km/h, zero widoczności i -60 stopni mrozu. Część nie wróci, część straci wszystkie palce, ale honor będzie.

– Zdjąć wszystkie poręczówki. No, ale jak zdjąć bez wchodzenia? Może wynająć jakichś zachodnich wspinaczy?

– Wejść nową drogą, bez znajomości.  

– Nie korzystać z pomocy szerpów i Szerpów – i to może być najtrudniejszy do spełnienia warunek, bo musieliby wyeliminować z akcji górskiej samych siebie lub iść zupełnie niezależnie i sobie nie pomagać, a nawet przeszkadzać. A tak na jednego wspinacza przypadało dziewięciu Szerpów szerpów (Nims nie jest Szerpą, ale nie rozdzielajmy włosa na czworo), więc takiego wejścia w żadnym wypadku zaliczyć nie można.

– Muszą wspinać się bez dodatkowego tlenu, bo to doping. Aby jednak to się stało, góra musi być zupełnie pusta, może się bowiem zdarzyć, że w pobliżu będzie działał ktoś z butlą w plecaku, co stworzy potencjalną możliwość jej użycia. A nawet pokusę. A jeśli będzie przepuszczała, to już w ogóle.

– Wziąć udział w jakimś sympozjum poświęconym rozkmince, od jakiej grubości puchowy kombinezon to już doping, a nie ubranie, i ile porcji liofilizatów trzeba zjeść, żeby być najedzonym, a nie zdopingowanym. I co w ogóle można jeść. I czy. O piciu nie wspominając.

– Byłoby też najlepiej, gdyby byli biali, wtedy nie dałaby o sobie znać postkolonialna czkawka wyrażająca się w protekcjonalnym tonie i nachalnej, choć może i podświadomej, orientalizacji zdobywców („Tacy Nepalczycy, a patrzcie…”, „Spod strzechy, z biedy, a jednak…”, „Ojej, oni tak nosili, dźwigali za tych westmenów, a teraz przyszedł ich czas, niech mają…”).

A teraz na poważnie: sukces Nepalczyków stał się swego rodzaju papierkiem lakmusowym: kilku królów okazało się nie do końca ubranych, paru facetów (bo panie jakoś trzymały fason) nie tak fajnych, jak wszyscy sądzili, niektóre autorytety stoczyły się z piedestału.

Wychodzi więc na to, że powinniśmy kierować się sercem. A sercem, i to całym, to my jesteśmy za Nepalczykami.   Z tlenem czy bez.

*

Nie zapominajmy, że pod K2 jest też nasza MAGDA GORZKOWSKA. Co do niej też są ogromne oczekiwania, szczególnie autorytetów i szczególnie męskich, ale też mnóstwa sfrustrowanych kolesiów, którzy może i robili coś na Zerwie, lecz niewiele ponad to.

Jest ona jednak w o wiele łatwiejszej sytuacji niż Nepalczycy, ponieważ, aby te oczekiwania spełnić, musi zrobić tylko jedną rzecz: nie wejść.

Ponieważ:

– Nie jest godna, bo nie jest himalaistką. Choć definicja himalaisty wciąż jest nieco rozmyta, akurat ona do grona himalaistów nie należy. Góra powinna ją z siebie strząsnąć, bo na jej zimnych stokach poległo wielu lepszych od niej.

– Lansuje się w mediach. Wszyscy siedzący pod K2 też siedzą w mediach, lecz ona z jakichś powodów nie powinna.

– Ma sponsora. Wszyscy mają, lecz w jej przypadku wydaje się to szczególnie gorszące. I choć panowie z PHZ łazili groteskowo poobklejani różnymi logo, jeden żółty InPost Magdy wyjątkowo bulwersuje.

– Jest za ładna. I ma dwa pompony przy czapce.

– Plażuje się w bazie.

– Nie robiła nic na Zerwie.

– Coś sobie zrobi i trzeba będzie ją ratować (w domyśle: za pieniądze podatników).

– Jest z nią filmowiec i dziennikarz (w jednej osobie). I choć podczas niemal każdej polskiej wyprawy kręcono film, a nawet dwa, w przypadku Magdy jest to obciachem.

– Nie zapytała Marcina Miotka, czy może.

– Zabrała ze sobą piankę do nurkowania. Gdyby jakiś wybitny zachodni wspinacz miał  bazie skrzydłokwiat i codziennie go podlewał, ciekaw, czy na takiej wysokości zakwitnie, wszyscy mówiliby: co za oryginał, jaki wrażliwiec, ekolog, itp. Pianka Magdy natomiast wywołuje fontanny pogardy i prześmiewek. Oczywiście nie chodzi o piankę, tylko o to coś, co jest pod pianką, co grzeje (nie znamy się), jednak nikomu nie opłaca się tego dowiedzieć, bo wtedy z darcia łacha nici.

Niestety, Magda już i tak wielu zwiodła: dotarła do bazy, a nawet weszła powyżej 7000 metrów. Co będzie dalej? Wejdzie – ktoś ją wciągnął, szła na tlenie i po poręczówkach, była za grubo ubrana i przed wyjściem się najadła; nie wejdzie – „Przecież mówiliśmy”.

A teraz poważnie: życzymy Magdzie szczytu, lecz jeśli nie wejdzie (prognozy są fatalne), będzie bogatsza o to doświadczenie. Zdobędzie je dla siebie, i co powinno uspokoić wielu zaniepokojonych obywateli, nie zrobi tego za pieniądze mitycznych podatników. Mamy nadzieję, że to, co przeżyje pod lub na K2, w przyszłości zaowocuje górskimi sukcesami i duchowo ją wzbogaci. I że dostanie dużo życzeń i prezentów. InPostem.

Objaśniamy ilustrację, to nasza ulubiona, bo pasuje do wielu tekstów: tym razem pan z lewej symbolizuje Magdę i Nepalczyków, tarcza – tarczę mentalną lub Szlachetną Ośmioraką Ścieżkę (w końcu każdy sposób jest dobry, by bronić się przed duchowymi ceprami), pierdząca bestia – wstaw nazwisko.

GDK

Kategorie: Felietony

4 komentarze

Andrzej · 21 stycznia 2021 o 09:52

dobry tekst. niestety, „srodowisko” jest tak samo skurwiale jak cala ludzkosc.

    GDK · 23 stycznia 2021 o 19:17

    Dzięki! No i musimy się zgdodzić. Słabo jest.

Michał Pietrzak · 28 lutego 2021 o 18:30

PHZ będzie musiał przeprowadzić redefinicję celów. Ja proponuję stwierdzenie, że zima to 31.12-01.01 a po za tym to jesień, albo wiosna. No i od razu mamy zajęcie na 30 lat.
W trosce o sponsorów państwowych, dodałbym do zimy 1.03 – dzień żołnierzy wyklętych. Nie wiem jak ich połączyć z ośmiotysięcznikami. Może – „….marzyli o nich w ziemiankach…” . Ale w zamian za to: Orlen, PGNiG, PGZ sypną kaską.

Adrian · 21 kwietnia 2021 o 17:20

Nie zgadzam sie z wiekszoscia sformulowanych tez.. mozna dokladnie je odwrocic o 180 stopni i w podobny sposob umotywowac. Slowo przeciw slowu… tylko na zasadzie bo twoja prawda jest bardziej twojsza niz moja mojsza

Leave a Reply