Wiecie co, pewien bloger książkowy napisał, że właśnie dostał książkę z 2019 roku. Już.

Książek wychodzi tyle, że recenzenci, blogerzy i krytycy popadają w paranoję: nasza recenzja musi być szybsza, śmiglejsza, najwcześniejsza, najnowocześniejsza.

My też.

Bo jeśli nie, to przepadniemy, nikt nas nie będzie czytał, znikniemy na krańcach internetów…

A na półce „W poszukiwaniu straconego czasu” kusi, by sobie przypomnieć (szczególnie że wyszedł właśnie nowy przekład pierwszego tomu i trzeba by się ustosunkować).

Korci, by znów sięgnąć po „Czarodziejską górę” Manna w ramach intelektualnej odnowy, albo wrócić do korzeni i wziąć się znów do Stachury.

Ale się nie da, bo sterta nowych książek nieprzeczytanych i nieopisanych rośnie i rośnie… A nowe napierają na drzwi. Dobijają się. Rozsadzają półki. Domagają uwagi.

No więc my zwalniamy. Bez względu na konsekwencje.

I proponujemy hasło SLOW READING.

Powoli i z namysłem. Od nowego roku i przez całe życie.

Nie dajmy się. Żyjmy bez pośpiechu. Czytajmy i kontemplujmy. Choćby nie wiadomo co.

(Fot. Marcin Witkowski).

Kategorie: Felietony

0 komentarzy

Leave a Reply