Film Simona Kossak obejrzany. Z dużymi nadziejami. Zawiedzionymi.
Filmowcy nakręcili materiał, ale zapomnieli zrobić z niego film. Akcja rozgrywa się głównie w lecie, zapewne dlatego, że w lecie łatwiej kręcić.
Jest zimowe ujęcie z drona sarenek, czy tam łosi, idących leśną przecinką, chyba żeby zilustrować upływ czasu.
W pewnym momencie gubi się kawałek dnia, a może nawet cały, oraz dziecko.
Zdjęcia ładne. No, ale żeby zrobić brzydkie zdjęcia leśnej fauny i flory trzeba się bardzo postarać.
Jaka była Simona Kossak, można zobaczyć w znakomitym dokumencie Natalii Korynckiej-Gruz z 2022 roku. Nie, rola w filmie fabularnym nie musi być odwzorowaniem jeden do jednego, jednak Sandra Drzymalska z Simony ma tylko warkocze i grzywkę. Sprawia wrażenie zagubionej hipiski, która patrzy na wszystko zalęknionymi, szeroko otwartymi oczami sarny.
Reszta aktorów dobra. Scenografia w porządku. Ale to chyba trochę za mało.
Po seansie poszłyśmy w kilka kobitek na kolację i pogadać o filmie. Trzy z nich znały Simonę i bywały w Dziedzince. Jedna trafiła tam jako młoda dziewczyna i bywałą przez wiele lat – to były opowieści!
Beata Słama
Simona Kossak, reżyseria: Adrian Panek, zdjęcia: Jakub Stolecki, scenografia: Agata Adamus.
0 komentarzy