NARESZCIE SPOKÓJ
Jak dobrze po przeróżnych filmowych wygibasach zobaczyć wreszcie film, który niczego nie udaje. Płynie sobie, a my z nim, w nim. Do nikąd się nie spieszy, nie woła o uwagę, nie chce nami wstrząsnąć na żadnym poziomie. Chce nam powiedzieć coś ważnego. Ale na spokojnie. A co? Każdy pewnie zrozumie go inaczej. I to jego siła.
Najpierw była książka Osiem gór Paolo Cognettiego. Otrzymała nagrodę na festiwalu w Banff w kategorii górska poezja i fikcja oraz Premio Strega, najbardziej prestiżową nagrodę literacką przyznawaną we Włoszech. W Polsce wydało ją wydawnictwo Sonia Draga, jednak przemknęła niezauważona, nikt jej nie promował, zupełnie jakby została kupiona w jakimś pakiecie i w promocji. No więc wydali. A szkoda, bo rzadko mamy do czynienia z górską beletrystyką (choć jest to raczej autobiografia), poza tym na polskim rynku nieczęsto pojawiają się książki o górach, których autorzy są laureatami tak prestiżowych nagród. Polscy wydawcy bowiem wolą wydawać rzeczy starsze (prawa są tańsze) lub takie, które mają szanse zostania bestsellerem, co często nie idzie w parze z wysokim poziomem.
Niespieszna opowieść przenosi na do górskiej wsi u podnóża masywu Monte Rosa, do której narrator, a raczej autor, od dziecka przyjeżdża z rodzicami na wakacje. Jego matka to żarliwa społeczniczka i naprawiaczka świata, ojciec – zamknięty w sobie miłośnik gór. Jest jeszcze chłopak ze wsi, Bruno, z którym narrator się zaprzyjaźnia. Mijają lata, zmienia się wieś i sytuacja bohaterów, zmienia się ich przyjaźń, która jest jednym z ważnych wątków książki. Innym są trudne relacje autora z ojcem, na zawsze chyba pozostającym dla syna tajemnicą.
To książka interesująca, lecz nie wybitna. Mnie przeszkadza w niej pewien chłód emocjonalny opisu, który jest może zamierzony, a może wynika z nieudolności autora. Lub przekładu. Bo, co ciekawe, drugą książkę Cognettiego, Nie zdobywając szczytów. Wyprawa w Himalaje, przełożył ten sam tłumacz i jest o wiele lepsza.
Bohater jest letni, jakby jego uczucia uległy zamrożeniu, patrzy na świat obojętnie, a pewne jego posunięcia trudno zrozumieć. Traci czas, zaszywa się, rozmywa… Miałam nadzieję, że drugim ważnym bohaterem będą góry. Są co prawda miejscem inicjacji, a przede wszystkim życia, lecz inicjacja owa nie staje się transgresją, a góry trwają obojętnie, dostarczając ładnych widoków i drewna do budowy domu. I budząc lęk chłopaka, a potem mężczyzny.
Zupełnie inaczej spojrzymy jednak na Osiem gór, gdy przeczytamy drugą książkę Paola, będącą w pewnym sensie kontynuacją tej pierwszej.
Z okazji dobicia do czterdziestki autor postanawia wyruszyć w Himalaje. Towarzyszą mu dwaj przyjaciele, malarz oraz przyjaciel z pierwszej książki, mieszkaniec wsi pod Monte Rosą, Bruno, choć tu nazywa się Remigio – czy któreś z tych imion jest prawdziwe, nie wiemy. Powodów tej wyprawy jest kilka, a jednym z nich jest poszukiwanie Tybetu, który we właściwym Tybecie jest zaledwie swym cieniem i wspomnieniem. Stąd dystrykt przygraniczny Dolpa i wędrówka wzdłuż tybetańskiej granicy. Autor podąża też śladami Petera Mathiesena, który wędrował tamtędy czterdzieści lat temu, pragnąc ujrzeć śnieżną panterę. Dawno temu pozbyłam się jego kultowej książki Śnieżna pantera, sądząc, że drugi raz jej nie przeczytam, tymczasem wracają do nas różne wątki i rzeczy, tematy i refleksje, koła się zamykają, wracamy do korzeni, a może to los czy karma nam o nich przypominają, gdy się zatracimy?
Dlaczego nie szczyty i wysokości? Dlaczego nie zdobywanie? Jeden z powodów jest prozaiczny: autor źle się czuje powyżej trzech tysięcy metrów, wędrówka staje się męczarnią, jak sam pisze, zatraca wtedy zmysł górskiego piękna i zostaje w nim tylko poczucie wymęczonego dokonania. Drugi jest piękny: „[…] najważniejsza tybetańska pielgrzymka polega na okrążeniu góry Kajlaś, która dla tej kultury jest miejscem świętym […] chrześcijanie zatykają krzyże na szczytach gór, buddyści zakreślają kręgi swoimi stopami. W pierwszym geście widziałem gwałt, w drugim – łagodność; pragnienie zdobycia przeciwko pragnieniu zrozumienia”.
Wędruje więc Paolo, uważnie obserwując i szkicując. Rozmyślając o swoim miejscu w świecie gór i w świecie w ogóle. Zastanawiając się nad przyjaźnią i nad życiem. Nad światem.
To książka skromna, nieefekciarska, tak jak skromne, a nawet dziecinne są rysunki, jakie Paolo e niej zamieszcza. A jednak urzeka szczerością i przynosi spokój. Zachęca, by wędrować własną ścieżką, także w głąb siebie, często przystając, by nadziwić temu, co dookoła.
Film różni się nieco od literackiego pierwowzoru i jakby łączy obie te pozycje. No i są w nim oszałamiające góry, miejsce życia, najbliższe. I dwóch przyjaciół: jeden poszukujący i jakby rozmazany, który powoli, w miarę upływu czasu i życia zyskuje ostrzejsze kontury, drugi wyrazisty, wiedzący, czego chce, twardy, skrywający tajemnicę, co nie znaczy, że nie zagubiony.
Nie, to nie jest włosko-górska wersja Tajemnicy Boroadback Mountains. To film o przyjaźni, nie męskiej, lecz o przyjaźni w ogóle. Która trwa mimo lat i rozdroży, nie potrzebuje słów, jest nieuchwytną więzią.
To film o szukaniu miejsca w świecie i w życiu. A może nie? Może dla Was będzie zupełnie o czymś innym? Zobaczcie.
Beata Słama
Paolo Cognetii, Osiem gór (Le otto montagne), przekł. Tomasz Kwiecień, Sonia Draga, Katowice 2018; Nie zdobywając szczytów. Wyprawa w Himalaje (Senza mai arrivare in cima: Viaggio in Himalaya), przekł. Tomasz Kwiecień, Sonia Draga, Katowice 2020.
Osiem gór, reżyseria: Felix Van Groeningen, Charlotte Vandermeersch, scenariusz:
Felix Van Groeningen, Charlotte Vandermeersch, muzyka: Daniel Norgren, w rolach głównych: Luca Marinelli i Alessandro Borghi.
Część tego tekstu ukazała się w magazynie “Outdoor”.
0 komentarzy