CICHE ŚMIERCI

W nie za długim odstępie czasu zdarzyły się w Himalajach dwie straszne śmierci: Pawła Kopcia i Muhammada Hassana. A równie straszne jest to, że u nas, Polsce, właściwie nikogo nie zainteresowały na tyle, by ktoś ze środowiska górskiego głośno, stanowczo i publicznie się do nich ustosunkował. Pytania o Pawła Kopcia zadawał tylko Bodzio Kowalski. Odpowiedzi chyba jednak nie uzyskał. Śmiercią Muhammada jesteśmy wstrząśnięci jedynie w prywatnych rozmowach. Tylko Ania Okopińska niestrudzenie udostępniała na Fb artykuły z zagranicznych mediów poświęcone temu tematowi.

Himalajska opinia publiczna aż huczy o tym, co się wydarzyło na K2. Ukazało się wiele doskonałych tekstów: na Explorerswebie, w „Desnivelu” i w wielu innych mediach, u nas – o ironio, kraju bardzo „himalajskim” – nie napisał o tym nikt, nie przeanalizował i się nie odniósł. Bo nie bierzemy pod uwagę pisanych na kolanie artykułów, opartych na tłumaczeniach (nieudolnych) innych artykułów, autorstwa dziennikarzy np. z „Wyborczej” – dzieje się, to trzeba coś napisać.

I uświadomiłyśmy sobie, że nie ma u nas dobrego górskiego dziennikarstwa. Są osoby o górach piszące (jakieś wywiady, wycieczki, wyprawy, sprzęt), lecz brakuje erudytów-analityków, ludzi obejmujących spektrum zagadnień. Będących autorytetami.

Czasem do jakiegoś grubszego tematu zabierze się Bartek Dobroch na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Ale to trochę inna kategoria.

Wspinanie.pl zbierze rzetelnie fakty i podsumuje, lecz o polemice raczej trudno mówić.

To, co uprawiane jest w przeróżnych górskich czasopismach, to półamatorka i naprawdę dobrzy dziennikarze tam nie pisują. A felietony Bodzia Kowalskiego w „Górach” to zdecydowanie za mało. Poza tym czasopisma górskie są na ogół bardziej lub mniej powiązane z górskimi festiwalami, nie można więc na ich łamach obsmarować kogoś, kto ma być na którymś z tych festiwali gościem. Co prowadzi do wniosku, że niezależnego dziennikarstwa górskiego na łamach górskich periodyków – i w ogóle –  po prostu nie ma.

Nasi himalaiści, tak chętnie występujący na festiwalach i się lansujący, również milczą. A Wojtek Kurtyka głos zabiera zdecydowanie zbyt rzadko.

Na górskich imprezach nie dyskutuje się już na istotne tematy. Już nie zadaje się trudnych pytań. Mnóstwo ludzi było święcie oburzonych tym, co powiedział Kurtyka w sławnym wywiadzie – czy jego słowa jednak coś zmieniły? Czy stały się przyczynkiem do poważnej dyskusji na temat himalajskiej etyki i narracji? Nie.

Drugą rzeczą, która nas ostatnio uderzyła, jest specyficzna narracja o himalajskich sukcesach. Ostatnio Polacy odnotowali dwa sukcesy: Waldemar Kowalewski wszedł na Nangę, a Magda Arcimowicz na K2. Oba te wejścia odbyły się jednak w cieniu śmierci. Nie oczekujemy szlochów i rozrywania szat, oczekujemy odrobiny taktu. Tymczasem (już na ten temat pisaliśmy) Kowalewski, informując o tym, że wszedł, tryskał radością, a o Pawle Kopciu – którego „holował” przez pięć godzin, lecz później to działanie porzucił – napisał: „Niestety, Pawłowi się nie udało i został na wieczne wspinanie”. A potem znów taniec radości, hołubce i przytupy. I jedziemy dalej.

Można odnieść wrażenie, że Magda Arcimowicz potraktowała śmierć Mohammada Hassana jako część wyprawowego kolorytu i jedną z trudności, jakie napotkała na trudnej drodze na szczyt: „Wyczerpanie, lawiny schodzące z Bottle Neck, śmierć pakistańskiego przewodnika po drodze, dramat ludzkich odwrotów spod szczytu. Sztywne od lodu poręczówki, zawierucha, brak widoczności, bezwzględnie zacinający śnieg na zejściu, zamarznięte gogle, zgrabiałe ręce”. W jej wpisach o Hassanie nie ma więcej ani słowa.

Kristin Harila stanęła na szczycie o 2.30 i natrafiła na Pakistańczyka, Magda Arcimowicz o 11.50 – czy ciało zniknęło czy też tak po prostu nad nim przeszła? Niby co miała zrobić, skoro leżał, ale… może przydałoby się kilka słów komentarza – obok fajerwerków i podziękowań?

Niby to drobiazgi, a jednak…

 (ek. bs)

(Fot. Rafał Mielnik / Agencja Wyborcza.pl)

 

 

Kategorie: Felietony

0 komentarzy

Leave a Reply