FRESK

 Wszystko już zostało o polskim himalaizmie napisane. No, prawie. Trzeba by jeszcze odmitologizować parę postaci, o paru wyprawach napisać więcej prawdy. Polski himalaizm to czasy przeszłe, więc w każdej niemal książce pojawiają się te same motywy: komuna, przemyt, Zawada, ciężko, złota era…

Pewnie trudniej byłoby Dariuszowi Kortce napisać biografię Maćka Berbeki, gdyby wcześniej książek nie napisali Sabała-Zielińska czy Klaudia Tasz (o Ryszardzie Szafirskim). Research byłby bardziej żmudny, ale może bardziej pasjonujący?

Mimo jednak, że „wszystko już było”, udało się Kortce napisać książkę interesującą i prawdziwą. Będącą czymś więcej niż tylko biografią himalaisty od wyprawy do wyprawy.

To przede wszystkim rzecz bardzo zakopiańska, bo przecież i Maciek był bardzo zakopiański. A gdy zginął, płakało po nim całe miasto.

A Zakopane to szkoła Kenara, Teatr Witkacego, i sam Witkacy,  Klub Wysokogórski na zapleczu sklepu rybnego, to zakopiańscy wspinacze i artyści, TOPR. O tym wszystkim w książce jest, jest niepowtarzalny klimat Zakopanego niedostępny dla krupówkowych łazików, targających w reklamówkach owcze skóry.

Grafika Ewy Dyakowskiej-Berbeki

 

Himalaje w tej książce to nie tylko wprawy, to także historia.

Maciej Berbeka nie był osobowością kontrowersyjną, lecz był osobowością złożoną – autor doskonale tę złożoność oddaje.

W tle są synowie, którzy niewiele wiedzą o ojcu.

I żona, odchodząca z jego fotografią przez oczami.

Dariusz Kortko umiejętnie i oszczędnie operuje detalami, które służą mu do budowania tła i klimatu.

Gdy pisze o kwestiach kontrowersyjnych – jak śmierć Maćka – przedstawia różne punkty widzenia. Nie ocenia.

Jakimś instynktem wyczuwa, kto w środowisku wspinaczkowym jest… niefajny, choć oczywiście nie pisze tego wprost. Lecz ludzie z kręgów będą wiedzieli, o co chodzi.

Narracja nielinerna, ciekawa i klarowna.

Czytajcie, to dobra książka.

 

A na zachętę fragment:

„ – Szczyt atakowali Maciek Berbeka, Andrzej Machnik i Janusz Skorek – wspomina Bogumił Słama. – Machnikowi jakoś nie szło. Jak zwykle o wszelkie niepowodzenia obwiniał swoich wspinaczkowych partnerów. W ostatnim obozie dopadła go choroba wysokościowa, nie był w stanie się już pozbierać, więc go tam zostawili. Obiecali mu, że wejdą na szczyt i do niego wrócą. Machnik wyglądał jak ledwo żywy i nie robił wrażenia, że się z tego namiotu ruszy. Byli bardzo zdziwieni, kiedy po zdobyciu szczytu, schodząc do obozu, zobaczyli chwiejącą się sylwetkę Machnika w opadających spodniach. Wysokie góry, przepaść, mógł się zabić. Udało im się go poskromić, potem zaczęli go ciągnąć w dół, a droga jest długa i złożona.

Machnik był obrazem nędzy i rozpaczy. Poparzony słońcem, wargi w strupach, krew płynęła z popękanego nosa, oczy błędne. Używał ulubionych przez siebie zwrotów, czyli skurwysyny i chuje. W bazie nie chciał się nawet rozebrać i łaził jeszcze przez dwa dni cuchnący, nieumyty. Nie mógł dojść do siebie.

– Baśka Kalmus i Dobrusia Miodowicz-Wolf chciały się umyć – opowiada Słama. – Potrzebne im były miski. Machnik leżał przed namiotem i w przebłysku serdeczności zawołał: »Baby, wy chuje, jaja idziecie se umyć!?«.

Maciek Berbeka podniósł wtedy miskę z zimną wodą, która się grzała na słońcu, i chlusnął na Machnika. Chłop się zerwał, a oznaki wycieńczenia nagle zniknęły. Zaczął rzucać w Maćka kamieniami i gonić go po bazie”.

Beata Słama

 

 

Dariusz Kortko, Berbeka. Życie w cieniu Broad Peaku, Agora, Warszawa 2020

 

Kategorie: Felietony

0 komentarzy

Leave a Reply