RECENZJE RECENZJI, czyli to, co lubimy najbardziej
Zajrzałam sobie do Empiku na przegląd prasy, sprawdzić, co tam piszą inni recenzenci. Bodzio Kowalski, tak się dziwnie złożyło, do recenzowania w „Górach” wybrał książkę Racheli Berkowskiej „Życie za szczyt”, która wcześniej recenzowałam ja. Zastrzeżenia ma jakby podobne… ale nie, Bodzio na pewno nie czyta moich recenzji, bo mu honor nie pozwala i się brzydzi.
Zastrzeżenia ma, zadaje te same pytania, co ja (pewnie każdy by zadawał), lecz książka mu się generalnie podobała, przez co wszedł do szerokiego grona miłośników górskich ramot lecących po najbardziej oczywistym i banalnym wzruszu i emocjach, a „Góry” zasiliły szeroką ofertę czasopism kobiecych. Napisał też, że w książce błędy są nieliczne, podczas gdy ja zamieściłam całą ich listę. Dość poważnych. Niezręczności językowe też go jakoś nie raziły, no, ale może dlatego że sam ma takie na sumieniu.
Potem zajrzałam do „Na szczycie” – bo nowych „Tatr” jeszcze nie ma – a tam recenzja Iwony Baturo (chyba, bo nie jest podpisana) autobiografii Nimsa wydanej przez Bezdroża. Pan Włodarczyk z owego wydawnictwa (i jego kumpel Porębski) lansuje tezę, że krytykuję tę książkę (i wszystko, co się da), bo jestem chora, zawistna i chcę cudzych posad. No cóż, ta sama choroba toczy chyba Iwonę, ponieważ na przekładzie, redakcji i korekcie tej książki nie zostawiła suchej nitki. Czy wydawca wyciągnie jakieś konsekwencje i wnioski? Nie sądzę.
A nie, no o „Tatrach” też będzie. W poprzednim numerze Maciej Krupa przypomniał sobie, że wiosną (refleks godny kwartalnika) wyszły dwie książki o taterniczkach, Anny Król i Agaty Komosy-Styczeń. Pewnie nie zwróciłby na nie uwagi, lecz zauważył, że konsultantką „Kamiennego sufitu” byłam ja. Podejrzewam, że skrytykuje każdą moją działalność, książek nie pisze, ale wreszcie nadarzyła się okazja, a naczelnej Szymaszek wszak w to graj, zamieści najgorsze obelgi pod moim adresem. Krupa wytyka mi, iż przeoczyłam kilka błędów, głównie historycznych… Nie chcę się bronić, ponieważ musiałabym napisać o kwestiach, o których, ze względu na lojalność wobec autorki i wydawnictwa pisać nie powinnam.
Zastanawiające jest, że czepia się tylko mnie, a redaktorki i autorki już nie. No cóż, pewnie z tak dobrym wydawnictwem lepiej nie zadzierać, bo a nuż kiedyś wydadzą mu książkę, Anna Król natomiast prowadzi świetną kawiarnio-księgarnię, organizuje doskonały festiwal literacki, jest z Warszawy i warszawki, zna sławnych ludzi – a takie rzeczy zakopiańskiemu zaściankowi wciąż imponują, choć warszawiaków jednocześnie się nienawidzi – i może nie warto z nią zadzierać, bo a nuż Krupa napisze jakąś książkę i Anna Król go wtedy do Big Book Cafe zaprosi.
Rozhulał się chłopak w tej „recenzji” strasznie, ponieważ postuluje, bym oddała wydawnictwu pieniądze za moją nędzną pracę. Co tam, mogę oddać, ale pod warunkiem, że Krupa odda pieniądze za spartolone przekłady książki o Humarze i Kurtyce (jego przeprosił), a to naprawdę sporo pieniędzy.
(bs)
1 komentarz
Jan · 7 czerwca 2022 o 12:09
Niebywałym jest jak bardzo autorka uważa się za axis mundi … No chyba, że to tylko prowokacyjna figura, ale