DOOKOŁA

Nie ma w Polsce grupy etnograficznej, która tak konsekwentnie niszczyłaby swój wizerunek, jak górale podhalańscy. Wystarczy przeczytać komentarze pod jakimkolwiek artykułem o Podhalu czy Zakopanem na portalach informacyjnych – można oczywiście dyskutować, czy internet jest jakimkolwiek wyznacznikiem, jeśli jednak niezmiennie pojawiają się tylko uwagi krytyczne, może warto się zastanowić dlaczego, podyskutować.

 „[…] dokąd zmierzamy i z czym przyjdzie nam się zmierzyć? Jak siebie widzimy w XXI wieku i jak widzą nas, górali, przybysze z innych zakątków Polski i świata? Czy nasza tradycja przetrwa i kolejne pokolenia będą mogły w niej wzrastać? Do czego dążymy? Kim jesteśmy? Co stanowi o naszej tożsamości?” – zaczyna się wspaniale, prawda? Zanosi się na fascynującą analizę podhalańskich problemów, pogłębioną refleksję socjologiczno-społeczno-etnograficzną… Otóż nie. To… ostatni akapit. Bo choć wydawać by się mogło, że pozycja ta powinna być doskonałą okazją do pogłębionej refleksji na temat tego, dokąd kultura góralska zmierza, jaka jest przyszłość podhalańskiego dziedzictwa, jak o to dziedzictwo dbać i uczynić z niego siłę i magnes, okazją do namysłu, jaki wpływ na kulturę Podhala wywierają mechanizmy rządzące współczesnym światem i co zrobić, by zatrzymać postępującą atrofię góralskiej kultury i tradycji, by znaleźć równowagę i ocalić to, co najcenniejsze, na te pytania w książce Podhalanie. Wokół tożsamości Agnieszki Gąsienicy-Giewont i Stanisławy Trebuni-Staszel (czy te nazwiska nie powinny być zapisywane bez dywizu?) odpowiedzi nie znajdziemy.

 

Górale I

 Dziś, gdy mówi się i  myśli o Podhalu, do głowy przychodzą przede wszystkim rzeczy nieprzyjemne: niekontrolowane budownictwo, które, nie oszukujmy się, możliwe jest dzięki łapówkom, sprzedawanie ziemi (zwanej czasem rzewnie ojcowizną) deweloperom, czyli komu popadanie, bilboardoza, z którą nikt nie potrafi (a może nie chce) sobie poradzić i która sprawiła, że Podhale stało się pośmiewiskiem całego kraju, bo nigdzie czegoś takiego i na taką skalę nie ma. Co jeszcze… Górale to wierność partii rządzącej (jakie to ma konsekwencje dla kraju nie muszę chyba mówić), a kiedyś Goralenvolk (wciąż, mimo tylu lat, jest im to wypominane), bark uchwały o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie (Zakopane), bezrefleksyjna religijność, pazerność, pogardliwe wyrażanie się o „ceprach”, z których przecież górale żyją, i lekceważące ich traktowanie, doprowadzenie do tego, że Zakopane przestało być uzdrowiskiem, a stało się dziwacznym tworem powstałym nie wiadomo dla kogo, pełnym tandety i groteskowym. Idźmy dalej… stragany z chińskimi pamiątkami, a więc upadek ludowego rzemiosła, a więc brak promowania dobrych wzorców estetycznych opartych na tak chętnie odmienianej przez wszystkie przypadki tradycji. Tradycyjnie też zarzuca się góralom pijaństwo (uważane czasem za koloryt lokalny) i zaściankowość (uważaną czasem za oryginalność).

To nie są moje opinie i wymysły, wszystko to wyczytać  można w licznych tekstach o Podhalu ukazujących się od lat, w komentarzach internautów, usłyszeć w rozmowach i dyskusjach zatroskanych mieszkańców Podhala. Również górali.

 

Górale II

 Nie ma w Polsce grupy etnograficznej, która byłaby tak bardzo przywiązana do tradycji i ją  kultywowała, jak górale podhalańscy. To wspaniałe i piękne. Kiedyś przyjeżdżało się na Podhale, by to właśnie oglądać. Teraz trzeba trochę poszukać, ale jest. Wciąż noszone są tradycyjne stroje – przy ważnych i doniosłych okazjach, choć nie tylko – architektura oparta jest na tradycyjnych wzorcach (choć ledwie zipie), wciąż tworzą doskonali rękodzielnicy i artyści (co nie przekłada się niestety na branżę pamiątkarską), niezwykle aktywne są zespoły ludowe – wielopokoleniowe, młodzieżowe i dziecięce. Żywa jest gwara. Przetrwały rytuały, zwyczaje i kuchnia. Jest mnóstwo młodych ludzi dumnych ze swego dziedzictwa i tradycji, świadomych swoich korzeni. Górale mają więc skarb, na którym mogliby zbudować niezwykłą markę. Nie zbudowali.

*

Jacy więc ci górale są? Jak przedstawiani są w szeroko pojętej kulturze? Gdy się nad tym zastanawiam, przypominam sobie surowe zdjęcia Zofii Rydet, potem fotografie z książki Na Giewont się patrzy (Oryginały), przypominające ilustracje do bajki, a na koniec poświęconą góralom plenerową wystawę w Kuźnicach, przeestetyzowaną i pretensjonalną, przedstawiającą góralszczyznę nieco oniryczną i legendową. Autorów współczesnych książek, fotografii i filmów nosi od kulisy do kulisy – Podhalanie są albo śliczni, wystrojeni i fantazyjni, albo przaśni niby ten lud, co jest rzekomo solą ziemi, lub groteskowi w swej ludowości.  

Nikt dotąd nie pokusił się o stworzenie rzetelnego i uczciwego portretu górali. Oni sami też nie.

*

Przede wszystkim należy się zastanowić, czy o góralach powinny pisać góralki – pochodzenie implikuje brak dystansu i obiektywizmu, nie pomogą naukowe (tu trochę pseudo) szkiełko i oko, gdy autorki, co dobrze widać, osadzone są mocno w swoim środowisku, a być może podświadomie pragną spełnić środowiskowe oczekiwania. Już sam tytuł mówi nam, iż żadnej refleksji nie będzie, ponieważ słowo „wokół” sugeruje pewne oddalenie, swego rodzaju uogólnienie, ponieważ poruszając się „dookoła”, łatwo przeoczyć detale. Pozycja rzetelna i analityczna mogłaby zostać zatytułowana Podhalanie. W poszukiwaniu tożsamości. Choć nie odnoszę wrażenia, by ktoś tej tożsamości jeszcze szukał.  

*

Pierwsze rozdziały to zarys historii, fakty, które można znaleźć w wielu źródłach (są w przypisach, sporo cytatów pochodzi z prac jednej z pań), autorki nie pokusiły się tu o własne badania, by odkryć to, czego jeszcze nie odkryto, więc znawcy tematu niczego nowego się nie dowiedzą, natomiast osoby, które dopiero zgłębiają temat, otrzymają historię górali w pigułce. Jest o pasterstwie, obyczajach i tradycji, życiu codziennym, o miłości do ojcowizny i o „ludzie pięknym”. Uzupełnieniem narracji są rozmowy z mieszkańcami Podhala, zwane szumnie przez autorki badaniami terenowymi. Cytując ich wypowiedzi, momentami zamykają parasol poprawności politycznej, lecz ta „niepoprawna” narracja raczej się nie przebija i nie jest przyczynkiem do refleksji.

Próżno szukać w tej dziwnej książce krytycznych analiz i komentarzy do podawanych faktów. A jeśli są, natychmiast zostają przez same autorki skontrowane, także na poziomie języka, pełnego eufemizmów i mającego pretensje do naukowości. Aby nie być posądzonymi o stronniczość czy wybiórczość, napomykają o kwestiach trudnych i bolesnych, lecz przypominają weselnego gościa, który wsadził palec w tort i zrobił dziurę, którą natychmiast próbuje zasmarować kremem. I taki zabieg stosowany jest w całej książce.

Oto kilka przykładów.

.„Mówiąc lapidarnie – »góralszczyzna« pod wpływem przemysłu turystycznego wprowadzona została na nowe tory funkcjonowania, generując zjawiska zarówno pozytywne, jak i negatywne. Z jednej strony niewątpliwie komercjalizacja doprowadziła do uprzedmiotowienia tradycji i sprowadzenia jej do roli produktu na sprzedaż. Z drugiej strony jednak to zainteresowanie z zewnątrz wyzwoliło wśród górali ponownie refleksję nad własną przeszłością, tradycją i regionalną przynależnością”. A więc jest, źle, ale właściwie dobrze.

O Związku Podhalan: „[…] wielu rozmówców krytycznie odnosiło się do podhalańskiej organizacji, zarzucając jej upolitycznienie i upartyjnienie. Nie ignorując tych głosów, trzeba jednak podkreślić, że to w dużej mierze dzięki Związkowi Podhalan i dzięki zaangażowanej postawie jego członków kultura podhalańska zachowała swą żywotność”.

O Goralenvolku: „Nie próbując wybielać tej haniebnej karty w dziejach naszego regionu, chcemy jednak podkreślić, że zdecydowana większość podhalańskiego społeczeństwa sprzeciwiała się niemieckiej akcji”. No więc jednak nie było aż tak źle, choć Goralenvolk nadal wypominany jest góralom przy każdej okazji, a trauma nieprzepracowana.

*

Problem tej książki stanowi też język, nie jest to bowiem ani gawęda, ani praca naukowa, choć właśnie język próbuje naukowość sugerować. Widać rażący brak redaktora (opieka redakcyjna to nie to samo), którego rola nie polega przecież tylko na kontrolowaniu poprawności językowej (a ta by się przydała, zadziwia bowiem szyk niektórych zdań, jak i interpunkcja), lecz także na pracy nad koncepcją książki, sugerowaniu autorom innych, może lepszych rozwiązań. Redaktor mógłby przekonać panie autorki, że warto o jednych kwestiach napisać mniej, innym poświęcić więcej miejsca i wykazać się większą odwagą, namówiłby też je może, by nie zamieszczały nieco infantylnych refleksji własnych, a skupiły na istotnych dla współczesnych górali problemach.

Dla kogo ta pozycja właściwie jest? Na pewno nie dla znawców tematu, bo do ich wiedzy niczego nowego nie wniesie. Może więc dla osób świeżo zafascynowanych góralszczyzną? Może dla uczniów liceów? A może jedynie dla satysfakcji zaprzyjaźnionych autorek?

Jedno jest pewne: rzetelnej dyskusji na temat tej książki i problemów, z jakimi borykają się Podhalanie – i jakie z Podhalanami ma reszta świata – nie będzie. Nikt nie zada autorkom wnikliwych i rzeczowych pytań, nie wywoła poważnej dyskusji. Pierwsza promocja książki odbyła się w Kościelisku, prowadziła je… góralka. Ja poszłam – nie wiem, na co licząc – na oficjalną zakopiańską w Czerwonym Dworze. Przyszli niemal sami górale, sala była pełna, a każdy dzierżył kupioną właśnie książkę, autorki wystąpiły w strojach z akcentami  ludowymi, spotkanie prowadziła ich krajanka, też w stroju ludowym, no trochę, grała kapela, czekała cytrynówka i moskole. W ramach wstępu padło wiele podniosłych zdań na temat tego, jak wspaniałym przedsięwzięciem jest wydanie tej pozycji, jak niezapomnianym i wzruszającym przeżyciem była praca nad nią. Dowiedziałam się też, że dzięki góralom powstał… TPN (powstał na szczęście, bo wystarczy zobaczyć, co zrobili z Chochołowską, gdy pozwoliło im się na nieco swobody). Była to góralska fiesta, ubóstwienie góralszczyzny i wtedy zrozumiałam, że nie jest to książka dla mnie, nędznej ceperki, w dodatku z Warszawy (kiedyś usłyszałam, że jestem przybłędą i „że nie będą nam warszawiacy mówili, co mamy robić”), to książka od górali dla górali. Mająca utwierdzić ich w przekonaniu, że są ludem wspaniałym, a może nawet wybranym, utwierdzić w góralskim niezmiennym status quo. Po wzniosłościach znów zaczęła przycinać kapela i wyszłam. Podobno potem padły jakieś ważne pytania. Nie sądzę. Tylko cytrynówki mi żal.

PS Plus okładka piękna, nietania, lecz nie widać na niej ani tytułu, ani autorek, łatwo się brudzi, choć tej pozycji chyba nie grozi, by ktoś czytał ją na okrągło i odcisnął swe palce.

PS 2 Obejrzałam relację z dalszego ciągu spotkania. Nie padły tam żadne ważne stwierdzenia, nie było też ożywionej dyskusji w takim sensie, w jakim ja ją rozumiem..

Beata Słama 

Agnieszka Gąsienica Giewont, Stanisława Trebunia Staszel, Podhalanie. Wokół tożsamości, TPN, Zakopane 2023.    

 

 

 

Kategorie: Książki

2 komentarze

Michał Pietrzak · 5 lutego 2023 o 19:34

Zofia Rydet jako przykład analizy góralszczyzny, to brutalny argument. Jak wrócę do domu, to z półki zdejmę „ten” album. Z przyjemnością popatrzę na rzeczywistość z lat 70-tych. Ktoś powie, że teraz jest inaczej. A dla mnie to sztafarz, opakowanie, scenografia. A stan duszy nie inny niż wtedy.

    GDK · 12 sierpnia 2023 o 11:55

    Chodzi mi o to, że można tak i tak, zależy od tego, jak się chce prowadzić narrację i co chce się widzieć. Górale są niereformowalni. Nic się nie zmieniło.

Leave a Reply