BO MĘSKA RZECZ, BYĆ DALEKO?

Strata kogoś to sprawa delikatna, żałoba to sprawa delikatna. Gdy ktoś ginie w górach, a w dodatku jest znany, strata i żałoba tych, którzy zostają, są bardziej widoczne, publiczne.

Na ogół to kobiety tracą mężów i partnerów. Jedne zamykają się w rozpaczy, inne udzielają mnóstwa wywiadów, jeszcze inne budują złudny obraz związku utraconego już dawno, a żałoba wypełnia emocjonalną pustkę, są też takie, które odcinają się i żyją dalej. Te kwestie nie powinny podlegać ocenie. Czy na pewno? A jeśli aktywne i definiujące wdowieństwo trwa ponad trzydzieści lat i stało się niejako domeną publiczną?

Nie ulega wątpliwości, że Jerzy Kukuczka wybitnym himalaistą był. I należy mu się należyte upamiętnienie. Nie był jednak błyskotliwym pisarzem, nie odznaczał się oryginalną refleksyjnością, a przede wszystkim za życia wzbudzał kontrowersje, był adresatem wielu pretensji i trudno uznać go za postać bez wad. Może warto więc, mówiąc o nim, zachować proporcje i nieco hamować entuzjazm? Ubóstwianie Kukuczki tymczasem trwa i razi, szczególnie że np. o Wandzie Rutkiewicz od samego początku mówiono bez ogródek, wytykając z przyjemnością (i często!) jej wady. Bo jest kobietą? Bo nie ma śląsko-hałdowo-poczciwego życiorysu? Bo nikomu na niej nie zależało? (Choć to na szczęście w ostatnich latach się zmieniło).

I tylko Wojciech Kurtyka w wywiadzie, ku oburzeniu wielu (kalanie świętości), powiedział wprost:

„Jurek wkraczał na gotowy park linowy. Te wejścia były zaprzeczeniem idei wspinania i sportowego fair play. Dla przykładu – na Dhaulagiri dotarł ponad 25 dni po założeniu bazy, gdy góra była wyposażona w liny i obozy do wysokości 6800 m. Uniknął blisko miesięcznej wspólnej harówy. Na Czo Oju dołączył trzy dni przed końcem wyprawy, gdy góra była już zamieniona w komfortową „Orlą Perć” z trzema kilometrami lin poręczowych, Jurek wpiął małpę w ten park i pociągnął do szczytu. Na Kanczendzondze włączył się do akcji około trzech tygodni po założeniu bazy, gdy mocny zespół kolegów wyposażył już górę w 1400 m lin poręczowych i założył depozyty obozowe do wysokości około 7200 m. Historie tych wejść wymuszają pytanie: czego Kukuczka właściwie dokonał? Przecież te wejścia były wzorcem klientowskiego udziału w wyprawie komercyjnej, w dodatku bez opłaty, bo w PRL-u wszyscy byliśmy przyjaciółmi i Jurek miał za darmo. Był chyba najtwardszym gościem w całym himalaizmie, tyle że te wejścia były aktami heroizmu w robotach wysokościowych”[1].

*

Jerzy Kukuczka zginął trzydzieści pięć lat temu, a jego żona wciąż jest wdową. Cecylię Kukuczkę wdowieństwo definiuje, jest niejako jej tożsamością.

Jedna z internautek na portalu Gazeta.pl ujęła to bardzo trafnie (poprawione literówki):

Katherina77 26.12.2023, 14:59

„Mam wrażenie, jakby dla tej pani czas się zatrzymał, kiedy on zmarł. Są tacy ludzie, najczęściej kobiety, które poświecą siebie dla faceta. Dla jego pragnień, marzeń i planów. Smutne to jest że ta pani jest w wieku emerytalnym i dalej nie usiadła i nie zastanowiła się, kim JA jestem, czego JA chcę, co lubię, co bym chciała osiągnąć w życiu… zamiast tego żyje dalej życiem faceta, który był egoistą i de facto złamała życie jej i dzieciom”.

*

I oto – chciałam napisać „jako ostatni akord”, lecz nie sądzę, by był ostatni, na pewno coś do wydania jeszcze się znajdzie (może wiersze zebrane?) – nakładem Agory ukazała się książka napisana przez Cecylię Kukuczkę Listy z pionowego świata. Wspomnienie żony himalaisty. Niby pisze o sobie, lecz tak naprawdę powstała kolejna pozycja poświęconą pamięci mężczyzny, z którym żyła, choć wyznaje: „Jerzego Kukuczkę, najwybitniejszego polskiego himalaistę, poznałam dopiero po jego śmierci”. To tyle jeśli chodzi o zdrowy partnerski związek. O tym jeszcze będzie.

Przeszłość dość szybko staje się nieprawdą, czy więc wspomnienia pisane po trzydziestu pięciu latach mają sens i wartość? Niewielkie. Skażone są niepamięcią, projekcjami, interpretacją, chęcią gloryfikacji i zapomnienia o złym. Co więc panią Cecylią kierowało?

Na początku pisze z lekką kokieterią: „Długo się zastanawiałam, czy i po co opowiadać o swoim życiu. Tym bardziej, że nic szczególnego się w nim nie działo. Dzieci, dom, rodzice, codzienność podobna do codzienności wielu kobiet. Może z tą różnicą, że przed czterdziestką zostałam wdową, ale czy ja jedna musiałam stawić czoło takiemu losowi?”.

W punkt. Nazwisko Kukuczka jednak wciąż przyciąga fanów[2] himalaizmu. Nieobecny Kukuczka stał się swego rodzaju kapitałem, który na różne sposoby procentuje.

*

Załóżmy jednak, że jest to książka o pani Cecylii. Czego się o niej dowiadujemy? Jaka jest? No cóż, między wierszami, i chyba niezamierzenie, jawi nam się jako kobieta żyjąca w cieniu męża, niezdolna do podejmowania własnych decyzji (to określenie jej samej), płynąca z prądem i nie walcząca o siebie. Niezdająca sobie sprawy, że była w jakimś stopniu wykorzystywana, na drugim planie, a jej potrzeby czy uczucia prawie się nie liczyły.

I mimo że, jak mawiają starożytni mędrcy, chcącemu nie dzieje się krzywda, smutno się robi podczas lektury takich fragmentów:

„Podróż poślubna też nie była nam dana. Jurek pojechał w Alpy Francuskie z Markiem Łukaszewskim z Akademickiego Klubu Alpinistycznego przy Uniwersytecie Śląskim, a ja z Lidzią na Mazury. Obiecał, że do mnie dojedzie, ale oczywiście nie zdążył”.

„Raz pojechaliśmy razem do Wenecji, na dzień czy dwa, bo Jurek miał do załatwienia jakieś sprawy we Włoszech. Chodziliśmy objęci, popijaliśmy kawkę, zwiedzaliśmy. To był jedyny wyjazd, kiedy byliśmy sam na sam”.

„Jurek był dość porządnicki, ale w domu porządkami się nie zajmował. To ja myłam gary i odkurzałam. Zresztą jego prawie w domu nie było”.

Warto jednak pamiętać, że na taką postawę, jaką prezentowała (i prezentuje?) pani Cecylia wpływ ma pochodzenie społeczne, środowisko, miejsce zamieszkania („śląski” etos rodziny?), przyjęte w danej społeczności wzorce zachowań i życia. No i było to trzydzieści lat temu, wtedy jeszcze kobiety nie wiedziały, że mogą o siebie walczyć i stawiać warunki.

*

Książka składa się ze wspomnień Cecylii Kukuczki i listów, które słał do niej mąż z wypraw. Pani Cecylia w „swojej” części pisze o tym, jak się z Kukuczką poznali, jak wyglądało życie między wyprawami – w tle przaśny PRL – co działo się, gdy zginął, jak doszło do tego, że powstała izba jego pamięci (podobno na życzenie turystów).

Doświadczenia, jakie ma za sobą, tak jak sama napisała, były udziałem wielu żon wspinaczy, którzy nie wrócili z gór. Każda przecież dostawała kiedyś rzeczy męża i płacząc, rozpakowywała jego plecak. Każda zastanawiała się, jak będzie teraz żyła, więc to, co pisze pani Cecylia, nie jest niczym nowym. Szczególnie że pisane po tylu latach. Szczególnie że ukazało się kilka dobrych książek, w których żony i partnerki wspinaczy miały głos – Od początku do końca i Góry na opak Olgi Morawskiej czy Mroczna strona gór Marii Coffey.

Jej wspomnienia przeplatane są wyprawowymi listami. Nie był Kukuczka, jak już zauważyłam, mistrzem pióra, a jego listy nie są perłami epistolografii. Są zwyczajne, nieszczególnie refleksyjne i interesujące, przypominają raczej listy dzieci z kolonii „kochani rodzice, prześlijcie pieniążki”, bowiem zawsze na końcu ma do żony jakieś prośby czy polecenia. On był w górach, dokładając do wieńca triumfatora kolejne laurowe listki, a ona na nizinach krzątała się wokół jego spraw i borykała z niełatwą polską rzeczywistością.

*

Trudno przeniknąć, jaką koncepcję książki obrała autorka czy też wydawca. Może żadnej koncepcji nie było? Tekst wygląda tak, jakby został nagrany, a potem jakoś opracowany, przy zachowaniu waloru żywej i prostej opowieści. Wyszło więc trochę topornie, z błędami gramatycznymi, przydałby się też konsultant, który sporządziłby kilka przypisów, by było wiadomo, o kim (tajemniczy Tadek na Lhotse) czy o jakich wydarzeniach mowa. No, ale jak wiemy, Agora konsekwentnie konsultantów książek górskich nie zatrudnia.

Widać wyraźnie, że zabrakło obok autorki życzliwego doradcy czy redaktora, który skłoniłby ją do namysłu, jak tę książkę skonstruować, co ujawnić, jak podejść do faktów i uczuć, aż wreszcie jak przedstawić samą siebie. Stąd niekonsekwencja, lecz to widać dopiero bo bliższym przyjrzeniu się i gdy nie jest się piszczącym fanem Kukuczki. Być może sama pani Cecylia z tej niekonsekwencji nie zdaje sobie sprawy (takoż i redaktor), bo na skrzydełku czytamy takie słowa: „Został mi w pamięci wspaniały mężczyzna, na którego zawsze mogłam liczyć”.

Naprawdę? Mimo że ciągle go nie było? Że nie potrafił zdobyć się na to, by pojechać z żoną w podróż poślubną czy choć raz zabrać ją w Himalaje, a tym samym wpuścić do swojego świata? Mimo że gonił za swoimi celami i nie mógł przestać, choć powinien? I zostawił ją samą z dziećmi?

To książka dla fanów, a nie dla środowiska górskiego. Nie szkodzi. Na spotkaniach pani Cecylia wciąż będzie oklaskiwana i proszona o autografy. Mit Kukuczki ma się dobrze. A o pani Cecylii napisano nawet pompatyczną pieśń:

Góry niskie są jak nigdy
Dalej jeszcze nie byłeś mnie
Pchnęli cię na ścianę krzywdy
To jak zbyt długi, mroczny sen.[3]

 *

Jest wiele dziewczyn i kobiet, które straciły w górach mężów i partnerów, lecz nie chcą publicznie celebrować straty. Takich, które wybrały milczenie, takich które wybrały życie: poszły do przodu, świecą własnym światłem, postanowiły nie być do końca życia postrzegane tylko jako kobiety zmarłych wspinaczy. Żyją mimo bólu. Żyją w ciszy. Pamiętajmy o nich. Bądźmy ich prawdziwymi fanami.

(bs, ek)

Cecylia Kukuczka, Listy z pionowego świata. Wspomnienia żony himalaisty, Agora, Warszawa 2024.

 

 

[1]https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,27010183,wojciech-kurtyka-czego-wlasciwie-dokonal-jerzy-kukuczka.html

[2] Celowo używam słowa „fani”, bo to nowa grupa, która wykształciła się na fali ogromnego zainteresowania himalaizmem, co z kolei było konsekwencją spektakularnych tragedii – wiadomo, górska śmierć, kontrowersje, idole, popkultura, media społecznościowe. Fani bezkrytycznie kupują każdą legendę, można im wcisnąć każdą rojącą się od błędów książkę o himalajskich herosach, a pod zapowiedziami wydawniczymi piszczą i piszą „nie mogę się doczekać”, umieszczając mnóstwo serduszek.

 

[3] Celina, autorzy: Paweł Milosz Borycki, Patrycja Julia Pietrucha , Michał Robert Zając.

Kategorie: Książki

0 komentarzy

Leave a Reply