KULTURA POD-GÓRSKA GASTRONOMICZNA

GDZIE ZJEŚĆ W ZAKO (i nie tylko) – wybór bardzo subiektywny

Idą ferie. Pewnie przyjedziecie pochodzić (w tłoku) po górach. I pewnie będzie chcieli czasem coś przekąsić.

Wiemy, drogo. Temat jadania w restauracjach i nam trochę odjechał, ale od czasu do czasu przecież można. Szczególnie jeśli jest się „na wyjeździe”.

Wiemy, drogo. Koszty prowadzenia biznesów rosną, trudno z tym dyskutować. Są jednak w Zakopanem restauratorzy, którzy podnieśli ceny tylko tyle, ile musieli, są też tacy, którzy dokręcili śrubę, ile się da, i poszaleli z cenami. Bo problem z Zakopanem jest taki, że nie ma należytej konkurencji, a człowiek wakacyjny zapłaci każdą cenę, bo przecież żyje się raz. W Warszawie w centrum, w fajnym lokalu, można dobrze zjeść za dwadzieścia kilka-trzydzieści kilka złotych. Naprawdę. A przecież koszty wszędzie poszły w górę tak samo, prawda?

Powiemy Wam o kilku miejscach z rozsądnymi cenami, do których możecie zajrzeć. I takich, z którymi trzeba ostrożnie. Nie jadamy dań za 50 złotych – ani pizzy, ani makaronu, ani kotleta, ani sałatki, bo bez przesady. Zupa za 20 złotych też nie jest w naszym stylu.

Jeśli nie piszemy o jakimś miejscu może to oznaczać, że po prostu tam nie byliśmy, więc macie pole do eksploracji. Kolejność nierankingowa.  Lecimy od dworca.  

WŁOSKA KRYJÓWKA, Kościuszki 19a

Najpierw była małą knajpką, szło im jednak tak dobrze, że się rozbudowali. Bardzo dobre jedzenie, zarówno makarony, jak i pizza. Można na wynos. Najtańszy makaron, czyli aglio e olio (pyszny) – 32 złote (podrożało z 28).  Słabym punktem jest wino. Zważywszy, że to restauracja włoska, powinno być dobre wino domowe na karafki o różnych pojemnościach, tymczasem jest białe oraz czerwone tinto, więc kompot. Można kupić sobie butelkę za stówkę, ale to raczej nie my.

Przebój dla nas: pizza pancetta.

Lepiej przyjść na piechotę, bo nie ma za bardzo gdzie parkować – przed jest kilka miejsc, ale trzeba mieć szczęście. Można przycupnąć w uliczce po prawej.

Kryjówka wypączkowała w Bistro Kryjówka przy Nowotarskiej – kuchnia mniej włoska (choć też), trochę drożej niż we Włoskiej Kryjówce, jedzenie pyszne. Jest też, prawie naprzeciwko, Góralska Kryjówka – nie byliśmy.

 

BAR GROTA (w środku dumna nazwa bistro), Kościuszki 3

Uświęcony tradycją, mimo zmiany wystroju ciągle przywodzi na myśl PRL, więc jest nieco sentymentalnie. Pani nadal woła od bufetu: „Leniwe proszę odebrać!”.  Kuchnia prosta i poczciwa, stare sprawdzone barowe dania, żadnych garni, umajeń sałatką i wymyślnych majonezów, więc np. kotlety czy paszteciki wyglądają nieco przaśnie i samotnie. Pożywiają się tam i turyści, i miejscowi. Jeśli nie musicie jeść obiadu przy świecach i winie, a chcecie szybko i w miarę dobrze, to miejsce w sam raz. W sezonie tłok.

Przebój dla nas: kultowy zestaw – mielony i marchewka z groszkiem.

Parking płatny na tyłach, można stanąć na ulicy – parkometr.

Teraz skręcimy w Krupówki i pójdziemy w dół, bo tam jest…

STRH, bistro, art cafe, Krupówki 4a

Tu mamy problem, ponieważ jest tam, naszym zdaniem, zdecydowanie za drogo. Lubimy jednak STRH ze względu na zaprzyjaźnienie, atmosferę, dizajn i sentyment. I na to, że to miejsce otwarte na sztukę. W wyrazie „warszawskie”, więc przesiadują tam ci, którzy chcieliby być warszawskimi hipsterami, ale utknęli w Zako. Albo tacy, którzy przyjechali do Zako, nie chcą jednak siedzieć wśród baranich skór, kręcących się szaszłyków, leluj na meblach i przy zawodzącej kapeli. Niestety STRH upodobały sobie matki z dziećmi, więc jeśli wybieracie się tam z nadzieją, że poczytacie, popracujecie lub przeprowadzicie miłą i intymną rozmowę, możecie być rozczarowani, bo traficie na wrzeszczące dzieciaki i rodziców niezwracających im uwagi. Na szczęście wieczorem jest spokój (na ogół). Jedzenie pyszne, nowoczesne, pełne inwencji, dla mięsożerców, wegan i wegetarian, co jakiś czas wjeżdża nowe menu. Porcje jednak niewielkie, a nawet śmiesznie małe w porównaniu do cen.

Przebój dla nas: napar imbirowy.

Można stanąć na płatnym parkingu za kościołem, lepiej jednak przyjść na piechotę.

Idziemy w górę Krupówek, po drodze, po lewej jest restauracja TUNEL (Krupówki 7). Słyszeliśmy o niej dobre rzeczy, ale nie byliśmy. Możecie przetestować.

Idziemy, idziemy… Nie jadamy na Krupówkach, bo tam przerób, szaszłyki i góralska muzyka, czyli to, co lubią turyści, ale my nie. Wyjątkiem jest BACÓWKA (Krupówki 61). Z tych droższych. Byliśmy kilka razy, choć nie ostatnio, pamiętamy jednak solidne podejście do jedzenia. Warto.

A kawałek dalej maleńka knajpka CASA MIA. Jedzenie pyszne, ale drogo.

Tu i tu parkowanie płatne na ulicy Staszica. Na ogół nie ma miejsc.

Odbijamy w bok…

 

BISTRO LAS, Orkana 1d

Pierwsza w Zako miejscówka wegetariańska i wegańska. Teraz straciła nieco na powabie, bo dania wege można zjeść właściwie wszędzie, lecz wciąż modna. Kuchnia raczej bez polotu i nierówna, zupełnie jakby to, że jest wege, załatwiało sprawę. Dobre zupy. Można brać na wynos. Niezbyt miła obsługa, panie sprawiają wrażenie, że prowadzenie lokalu trochę je irytuje. My tam już nie chodzimy. Ale Wy się wybierzcie. Przecież Wam może się spodobać.

Parkowanie na płatnym parkingu na pl. Niepodległości (naganiacze jak w krajach azjatyckich) lub przed kinem Sokół – też płatny.

Jeśli chcecie miłej obsługi i naprawdę dobrego jedzenia, to idźcie do…

 

KAWIARNIA FILIŻANKI, Grunwaldzka 4a

Choć z nazwy kawiarnia, to właściwie bistro albo coś w tym guście, bo je się tam nie tylko ciastka do kawki. Miejscówka stosunkowo nowa, z doskonałym pomysłem, serwuje bowiem… śniadania, choć nie jest barem mlecznym. Śniadanie można teraz zjeść w niemal każdej restauracji, tu jednak szef kuchni podchodzi do tej kwestii twórczo i z rozmachem. Śniadania są obfite, z mięsem, wegetariańskie i wegańskie, dla każdego coś miłego. Jest też zwykła, najzwyklejsza  jajecznica. „Śniadania” jednak to tylko nazwa, bo to, co tam serwują, z powodzeniem może być lunchem, a nawet obiadem i kolacją. Menu odświeżane i na nowo wymyślane. Choć bulwersuje cena ciastek. Chyba są ze złota.

Modna. Czasem trudno o miejsce.

Parkowanie jak w przypadku Lasu, bo przed samymi Filiżankami trzeba mieć szczęście.

Wracamy na Krupówki, idziemy, idziemy… Krupówki się kończą, kończy się Zamoyskiego…

La Playa Beach Bar & ChillOut Lounge, Chałubińskiego 38

Nazwa szumna i światowa, lecz jest to miejsce proste i bezpretensjonalne, atmosfera luźna i nienadęta, obsługa przemiła. Są kanapy, więc można chillować, są stoły, więc można jeść.   Pizza pyszna i w rozsądnej cenie. Wino niezłe i też niedrogie. Popularna wśród zakopiańczyków. Umówmy się, tam się samochodem nie podjeżdża ;-).

Tatrzański Bar Mleczny, Przewodników Tatrzańskich 2 albo Rondo im. Jana Pawła II, no po prostu przy rondzie kuźnickim

Trochę moloch, ale się nie przerażajcie, bo obsługa sprawna, jedzenie klasyczne barowo-domowe, porcje duże, ceny niewygórowane. Jest obiad dnia: zupa, drugie, kompot. Doskonałe miejsce, by zjeść po wycieczce. (Ta sama rodzina prowadzi podobny i równie dobry bar przy Zamoyskiego 5 – Regionalny Bar Mleczny, jednak w sezonie zawsze jest tam straszny tłok).

Przebój dla nas: kotlet de volaille.

Parkowanie płatne na ul. Bronisława Czecha (tej prowadzącej do skoczni).

Skręcamy na Bystre, a tam, naprzeciwko Nosala, przy Oswalda Balzera 17e jest…

Właściwie nie wiemy, jak to się nazywa: U Ryśka? Babcia Jest tu Szefem? Marzanna? Niektórzy mówią na to Widelce (ze względu na reklamę przed wejściem – duże drewniane sztućce). Jak zwał, tak zwał, wszystko jest tam kultowe: właściciel pan Rysiek, który przyjmuje zamówienia, wystrój (kto to wszystko odkurza?), menu (jakby trochę poetyckie) i muzyka – głównie blues. Menu raczej się nie zmienia, ale nie musi, bo jest pyszne. Domowe, klasyka gatunku. Pomidorowa jak u mamy. Niestety w sezonie tłok.

Przebój dla nas: placek po zbójnicku.

Mały parking za budynkiem. Dla mistrzów manewrowania.

Wyjeżdżamy z Zakopanego i wpadamy do Murzasichla.

W sezonie w Zakopanem i okolicach wszędzie w jest tłok, w wielu knajpach uznają to za dopust boży, obsługa sobie nie radzi i ma to znamiona męczeństwa. Kiedyś zimą, w czasie ferii, wracając ze Słowacji, postanowiłyśmy zjeść coś nie w Zakopanem, bo wiedziałyśmy, że tam możemy się nie dostać do żadnej z restauracji, które lubimy. Postanowiłyśmy zaryzykować i zdecydowałyśmy się na:

U Studniara,  Murzasichle, Sądelska 119

To restauracja rodzinna, Łukaszczyków Studniarów, działa od 2000 roku, a więc już trochę. Był tłok, złapałyśmy jedyny wolny stolik, kelnerki się uwijały, jednak nie zaobserwowałyśmy nastroju udręczenia. Jedzenie dostałyśmy szybko, było pyszne, a porcje duże (co może dla nas nie jest aż taką zaletą – wiadomo, trzeba dbać o linię). Druga wizyta była równie miła i nie zaowocowała zawodem.

Przebój dla nas: micha pierogów.

Wygodny parking.

Możecie też skoczyć do Białki, gdzie jest wypróbowana przez nas wielokrotnie restauracja Litworowy Staw (przy drodze, jadąc od Bukowiny, po prawej). Duża, lecz się nie przerażajcie. Wystrój może zbyt… eklektyczny – jak to się mówi, dziada z babą brakuje. Menu regionalno-światowe. Ani razu się tam nie nacięliśmy. Obsługa miła i bardzo sprawna.

Wygodny parking.

A teraz jedziemy za granicę…

Restauracją na Słowacji najbliższą Łysej Polany jest knajpka w Jaworinie Bistro Javorina, ale mówimy „u Petry”. Zresztą innej tam nie ma, więc nie zabłądzicie. Stoi przy agrafkowym zakręcie, jest bardzo swojsko, można tam zjeść pyszne haluszki i zupę gulaszową. No i wypić piwo. Obok spożywczak z niezłym i niedrogim słowackim winem.

 (ek, bs)

 

 

 

 

 

Kategorie: Varia

0 komentarzy

Leave a Reply