O CZŁOWIEKU, KTÓRY CHCIAŁ MIEĆ WSZYSTKO

Krzysztof Wielicki jest, obok Kukuczki, najlepiej „opisanym” polskim himalaistą. Kiedyś były Rozmowy o Evereście, potem  dwutomowy wywiad rzeka i zbiór krótkich wyimków z dzienników. Mimo to dwaj dziennikarze, Dariusz Kortko i Marcin Pietraszewski, podjęli się napisania jego biografii.

Autorka doskonałych biografii, Magdalena Grzebałkowska, powiedziała kiedyś, że nie podjęłaby się pisania o osobie żyjącej. Autorzy książki o Krzysztofie Wielickim nie mieli takich obiekcji, choć praca nad biografią kogoś, kto wciąż chodzi po tej ziemi,  jest trudna z wielu powodów. Najbardziej chyba przeszkadza bohater, który może przecież ingerować, żonglować faktami, zatajać i podawać różne interpretacje, może też na koniec pozwać autorów za najróżniejsze rzeczy. Mało jest chyba ludzi, którzy, godząc się na to, że powstanie książka o nich, stanęli w prawdzie i pozwolili wywrócić swoje życie na nice, wziąć je pod lupę, ocenić. Choć paru skandalistów by się znalazło. Z bohaterem biografii autor możne się też zaprzyjaźnić, co jest chyba jeszcze gorsze, bo na prawdę i obiektywizm trudno w takiej sytuacji liczyć.

To oczywiste, że dziennikarski duet wziął się do pisania o Wielickim – literatura górska wciąż jest bardzo popularna, bohater interesujący, sławny i wybitny, wydanie takiej książki to prestiż i pieniądze. Dlaczego jednak zgodził się na to Wielicki? Próżność? Myśli o potomności? Podsumowanie? Spojrzenie na siebie z dystansu? A może jeszcze coś innego?

Mając to wszystko na uwadze, do książki Krzysztof Wielicki. Piekło mnie nie chciało podchodziłam z dużą dozą nieufności. A dodatkową trudnością było dla mnie to, że znam Wielickiego, może nie za dobrze, ale jednak, i bardzo trudno było mi oddzielić recenzowanie książki jako dzieła literackiego od „recenzowania” jej bohatera. Nie chciało mi się też czytać kolejnej górskim biografii i pomyślałam sobie, że można by pisać i mnożyć książki o polskich ludziach gór, jako źródło traktując jedynie to, co już się ukazało.

A jednak przeczytałam książkę w jeden wieczór. A to dlatego, że Kortko i Pietraszewski mają doskonały warsztat i swobodnie operują formą reportażową, stworzyli książkę stylistycznie rozmaitą i ciekawą, choć cały czas miałam wrażenie, że chcieliby napisać coś więcej, podrążyć pewne kwestie, lecz przeszkadzała im obawa, iż narażą się środowisku polskich ludzi gór, a przecież niewykluczone, że jeszcze będą chcieli napisać książkę o którymś z nich. A być może mają na uwadze to, co spotkało Jacka Hugo-Badera.

W dużej mierze zrezygnowali z chronologii, która sprawia, że książki o himalaistach często są nudne, ponieważ ich autorzy prowadzą nas od wyprawy do wyprawy, a pomiędzy upychają tzw. prawdziwe życie, a przedtem, oczywiście, opisawszy dzieciństwo. Tu też tak jest, jednak z małymi twistami czasowymi (opowieść zaczyna się od zimowego Everestu), które niestety miejscami sprawiają, że tracimy orientację. (Redaktor też się chyba trochę pogubił, bo np. na stronie 125 Wielicki ma już troje dzieci, a na 129 dopiero zostaje ojcem trzeciego).  Na ogół jednak te chronologiczne puzzle autorom udaje się układać sprawnie, konsekwentnie i rozmaicie. Bawią się też formą, nie ograniczając do zwykłej reportażowo-biograficznej narracji.

Moim zdaniem najlepszą himalajską biografią, jaką czytałam, jest książka Bartka Dobrocha o Hajzerze, głównie dzięki niezwykle szerokiemu tłu, na które autor rzuca swoją opowieść. Opisuje barwnie środowisko śląskich wspinaczy – z którego wywodzi się również Wielicki – peerleowską rzeczywistość i rodzący się kapitalizm.  Uczynił to tak wyczerpująco, że dla innych autorów niewiele zostało, i może z tego założenia wyszli też Kortko i Pietraszewski, ponieważ w ich książce background jest zdecydowanie mniej panoramiczny i szczegółowy, co może być wadą, lecz niekoniecznie, ponieważ skupiają się na bohaterze.  

Choć czy można opisać kogoś takiego, jak Wielicki? Ten urodzony showman, który podczas spotkań i prelekcji sypie bonmotami i życiowymi mądrościami niczym confetti, w książce jawi nam się jako człowiek pełen sprzeczności. Według relacji kolegów milczący, osobny i popędliwy, lecz gdy czytamy fragmenty jego dzienników, widzimy kogoś wrażliwego i skłonnego do głębokiej refleksji. Jedno jest pewne: był na swój sposób bezwzględny w dążeniu to realizacji swoich celów, czasem nieliczący się z kolegami, wykazujący rodzaj sprytu, którzy inni mogą nazwać cwaniactwem. Był też niezwykle ambitny i waleczny (trochę to archaiczne słowo), na granicy heroizmu, gdy, nie zważając na poważne urazy i dolegliwości, parł do góry i zdobywał. Choć można to również nazwać głupotą i egoizmem. Imponująco podnosił się po porażkach, głównie na niwie biznesowej, a może był po prostu nieudacznikiem.

To, że mówiąc o Wielickim, nie używam określeń kategorycznych, a raczej antonimy, zawdzięczamy właśnie autorom, którzy, nie oceniając, malują portret Wielickiego różny, barwny i niejednoznaczny. Udało im się coś jeszcze: uważny czytelnik dostrzeże, niejako pod powierzchnią, zupełnie inny obraz himalaizmu, daleki od obrazu, jaki mają zapewne w głowach fani tego sportu i jego herosów – których, zważywszy na ogromną popularność literatury górskiej i górskich postaci jest bardzo, bardzo wielu, a słowo „fan” chyba dobrze oddaje brak krytycyzmu w podejściu do tematu. Jaki to obraz? Przepychanki, kto pójdzie do ataku szczytowego, nonszalanckie traktowanie słabszych partnerów, zostawianie ludzi na śmierć, zawiść i wykorzystywanie pracy kolegów, by, korzystając z założonych przez nich obozów i poręczówek, wejść szybko na szczyt, niejasne rozliczenia, niejasne usprawiedliwianie się, gdy dochodziło do tragedii, obrzucanie się błotem… Dobrze, że autorzy zauważają moment, w którym zmieniła się himalajska etyka – braterstwo ludzi związanych liną stało się legendą, takoż i legendarne partnerstwo, o czym niezwykle ciekawie dyskutowano na jakże ważnym „szczycie gliwickim”, wspomnianym w książce.  Widać też „ewolucję” funkcji kierownika. Najpierw Zawada czy Kurczab, których polecenia członkowie wypraw wykonują bez szemrania, a potem bezradny Wielicki w bazie pod Broad Peakiem…

Dla mnie cichymi bohaterami tej książki są pierwsza żona Wielickiego, Jola – czekająca, idąca na kompromisy, zdradzona, aż wreszcie wybaczająca – i dzieci, gorzko i szczerze opowiadające o swoich relacjach z ojcem. To druga strona himalajskiego medalu, smutna, czasem brzydka, na pewno warta wrażliwego opisu.

Książka Piekło mnie nie chciało, jeśli czyta się ją uważnie i zagląda między wiersze, ma wiele aspektów i smaczków. Jej tematem jest też poszukiwanie drogi życiowej i próba znalezienia w tym życiu równowagi. Choć czy Wielicki jej szukał? W pewnym momencie mówi, że chciałby mieć wszystko: Himalaje i rodzinę, pasję i kochające dzieci. I chyba wszystko to dostał.

Beata Słama

Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski, Krzysztof Wielicki. Piekło mnie nie chciało, Agora, Warszawa 2019.

Recenzja ukazała się na portalu Wspinanie.pl

 

 

 

Kategorie: Książki

0 komentarzy

Leave a Reply