PIERWSZA TOPROWSKA POWIEŚC EROTYCZNA, CZYLI SZCZYTOWANIE
Wydaje się, iż rzeka polskiej literatury górskiej wreszcie zamieniła się w wąski strumyczek. Każdy bardziej i mniej wybitny wspinacz napisał autobiografię lub wspomnienia, doczekał się biografii lub wywiadu-rzeki, każda żona, kochanka, była żona, narzeczona czy była narzeczona zmarłego wspinacza została uwzględniona w książkach o kobietach zmarłych wspinaczy. (Załapały się nawet takie, którym się tylko wydawało, że były z nimi w związku). Nie oznacza to jednak, że nic się nie dzieje. Wprost przeciwnie. Bo oto jesteśmy świadkami doniosłej chwili: narodził się nowy podgatunek literatury górskiej, a mianowicie toprowska powieść erotyczna, w skrócie TPE.
A matką tego podgatunku jest Katarzyna Paciorek, autorka powieści Szczytowanie. Mieszka w jakiejś podgórskiej wiosce, chodzi po górach, fotografuje, kocha naturę. Kocha też chyba rycerzy błękitnego krzyża, ponieważ tą książką postanowiła oddać hołd im, ich ciężkiej pracy i etosowi w ogóle. Ale też: „ta książka to również źródło przydatnej dla Ciebie [czytelniku], wiedzy [o TOPR-ze i górskich niebezpieczeństwach], którą – mam nadzieję – przedstawiłam w bardzo przyjazny i lekki sposób”. No i jest zadedykowana ratownikom TOPR. Hmm…
Bohaterką jest Nina, choć tak naprawdę poczciwa Janina, czyli Janka. Nazwisko Gut. Ponoć ładna, o zniewalającym uśmiechu, chociaż ma pewien „problem w sferze łóżkowej” – nie umie robić loda. „Za każdym razem, gdy się do niego [tego loda chyba] zabierałam, jakąś siła mnie powstrzymywała […]. Czasem czułam się wybrakowana i niekompletna z tego powodu”, wyznaje.
Pisze pracę magisterką, w ostatniej chwili zmienia jednak jej temat i postanawia, że będzie o wypadkach w Tatrach czy czymś takim. To wymaga od niej przeprowadzenia badań terenowych, czyli wyjazdu w góry, łażenia po schroniskach i gadania z ratownikami.
Na szczęście jej rodzice mieszkają w Rzepiskach, więc nie ma daleko.
Jest też ratownik Jasiek. Samotny wilk („Jakaż dziewczyna świadomie zwiąże się z facetem, który codziennie naraża się an ryzyko?” A gdyby związała się nieświadomie, to co by było?) o boskim ciele, dzielny i oddany swej pracy. Nie za bardzo kobieciarz (no bo ciągle ratuje), ale też nie mnich. W ogóle nie przeklina. I jakby nie pije. To miłe.
Jeden rozdział pisany jest z jej punktu widzenia (Ona), drugi z jego (On), i tak na przeplotkę, co każe nam przypuszczać, że są niczym te statki na kolizyjnym kursie i wkrótce dojdzie do zderzenia.
Niestety jest pewna komplikacja: Nina ma chłopaka, który może się pochwalić „kuszącymi magnetycznym spojrzeniem oczami”. („Do szczęścia brakowało mi tylko Filipa, który delikatnie pocałowałby każde miejsce na moim stęsknionym ciele. Zamyśliłam się lekko i sama nie wiem kiedy położyłam rękę między udami”). Ale od czegóż są góry? W ramach zbierania materiału do jej pracy idą razem na wycieczkę i Filip korzystnie zwala się w przepaść („[…] leżał bezbronny na skałach w niedostępnym dla mnie miejscu”). Na ratunek przybywa nie kto inny, tylko Jasiek, a Filip, zanim skona – bo resuscytacja jakoś nie bardzo wyszła – prosi Jaśka, by zajął się Niną i uczynił ją szczęśliwą. Jasiek się trochę dziwi, nie bardzo wie, jak to zrobić, nie przywykł też do spoufalania się z ofiarami górskich tragedii, jednak Nina już wcześniej wpadła mu w oko (w Pięciu Stawach pląsała po śniegu w piżamie na cześć wschodu słońca, a on patrzył, bo chyba akurat miał dyżur czy coś), więc uznał, że da radę. Gdy pogrążone w smutku dziewczę leży na obserwacji w szpitalu, on przy niej czuwa i się poznają, a na jego widok w jej podbrzuszu, mimo bólu po stracie, coś się dzieje. U niego w tej kwestii też zaczyna się jakiś ruch.
Na szczęście nasza Janka nie jest dziewczyną szczególnie płaczliwą i sentymentalną i po przesiedzeniu kilku dni w pokoju w domu rodziców i uronieniu paru łez zapomina o Filipie i przerzuca się na Jaśka, co było do przewidzenia. I jest właściwie zrozumiałe, bo przystojny, a w dodatku żywy.
Tu pani Paciorek jakby kończą się pomysły na porywającą fabułę i nie wie, o czym chce napisać: o pracy toprowców (jest o osławionej burzy na Giewoncie), o miłości czy o wyuzdanym seksie. Pewne jest jednak, że pragnie być trochę jak Blanka Lipińska (wszystkie autorki romansów tego pragną), choć o niewoleniu i perwersjach nie ma mowy. Może szkoda. Przynajmniej coś by się działo.
„Obudziłam się rano przy Jaśku […]. Pościel ledwo przykrywała jego penisa, więc mogłam bezkarnie podziwiać jego umięśnioną klatkę piersiową [taka anomalia – penis na klacie, choć z tego, co wiem, nie wszyscy toprowcy tak mają] i idealne biodra [a może na biodrach on był?], po których wzrok sam powędrował niżej [czyli gdzie? na stopy?]”.
„Kilkudniowy zarost powodował, że miękło mi [Czyli Jance] nie tylko serce [no więc co?!]”.
W międzyczasie Janka chodzi po górach z ojcem i plotkuje z koleżankami, co niespecjalnie posuwa akcję do przodu.
Są próby tchnięcia w więdnącą fabułę odrobiny życia, ponieważ pojawia się mający obsesję na punkcie Janki kolega („Nie… Jesteś moja – wysyczał. – Pierdolić to mogę ciebie. Chcesz?”).
Janka i Jasiek zamieszkują razem i są szczęśliwi, choć gdzieś w tle czai się maniakalny i zagrażający Michał.
No i to by było na tyle.
Ale jest zła wiadomość: to dopiero pierwszy tom.
Szczytowanie jest książką tak złą, że to aż smutne. Począwszy od tytułu, który autorce wydawał się zapewne tajemniczy, wieloznaczny i zniuansowany – a przecież oparty jest na najbardziej prostackim skojarzeniu i nie pozostawia miejsca wyobraźni – przez rozłażącą się i nudną fabułę, na nieudolnym języku skończywszy.
Gdyby nie informacje na skrzydełku, można by odnieść wrażenie, że książkę napisała słaba uczennica liceum, która dopiero uczy się pisarskiego rzemiosła – bo oczywiście marzy o tym, by zostać pisarką – choć już wiadomo, że z marzeń nici, bo albo ma się talent, albo nie. A pani Paciorek nie ma. I nawet paciorki tu nie pomogą.
No dobrze, załóżmy, że wydawca uznał, iż książka ma potencjał albo jest znajomym pani Paciorek i się zlitował. Wtedy wkracza redaktor i ciśnie tak długo, aż da się to czytać. Tu jest tylko redaktor prowadzący, co oznacza, że jedynie rzucił okiem i tak naprawdę nic z książką nie zrobił. A mógł chociaż poprawić błędy językowe, żeby nie było wstydu. I wymyślić inny tytuł.
Ale może dobrze, że nie poprawił, bo nie byłoby tak wesoło. A tymczasem:
„widok z okna wychodził na pobliski park”
„słońce lekko okalało szczyty”
„Popatrzyłam na stół, gdzie obok kawy leżała szarlotka z lodami”. (Leżąca kawa?)
„wyostrzyłem wszystkie swoje zmysły” (Też bym chciała tak umieć).
„Chciałam tańczyć z radości, ale powstrzymałam ten odruch”. (Czy wy też odruchowo tańczycie, gdy się cieszycie?)
„Korzystając z wolnego dnia, wyskoczyłem razem z Kubą stronę Karkowa”.
„Od środka paliło mnie pod brzuchem, a na zewnątrz drżałam”.
„Obserwowałem trwający już wschód słońca”.
„W rejonie Buli pod Rysami mężczyzna stracił panowanie nad ciałem”.
No i fascynacja słowem „sam”:
„wyszłam z łazienki owinięta w sam ręcznik”
„ściągnął mi same majtki
„wszystkiego dopilnował sam Filip”.
Na szczęście kwestie tatrzańskie i ratownicze są ogarnięte, w podziękowaniach wymieniony został ratownik Szymon. Przyznać się, który kto?
A tymczasem ratownicy medyczni z TOPR-u zastanawiają się, który z nich jest pierwowzorem Jaśka…
Beata Słama
Katarzyna Paciorek, Szczytowanie, editiored (Helion S.A.), Gliwice 2022.
0 komentarzy