KRWAWE WAKACJE W MURZASICHLU
Tatry od lat urzekają artystów, i nie tylko. Powstaje poezja i proza – mniej i bardziej natchniona, pejzaże – mniej i bardziej ponure, muzyka – mniej i bardziej poruszająca, dzieła naukowe – mniej i bardziej opasłe. Małgorzata i Michał Kuźmińscy, autorzy powieści Śleboda, która jakiś czas temu ukazała się nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego, otwarcie przyznają, że zakochali się w Tatrach i Murzasichlu. I z pewną (nie wiem, na ile zamierzoną) przewrotnością dali upust tej miłości na kartach powieści kryminalnej.
Podejrzewam, że państwo Kuźmińscy lubią gatunek literacki, jakim jest kryminał. Lubią też – podobnie jak w przypadku ich wcześniejszych książek – aby akcja powieści umiejscowiona była w kontekście określonej historycznej przeszłości. Tym razem ta przeszłość to niechlubny czas w dziejach Podhala, a mianowicie Goralenvolk. Sprawę Goralenvolku przez wiele lat pomijano wstydliwym milczeniem, a i dzisiaj niezbyt chętnie się o tym rozmawia.
Akcja Ślebody rozgrywa się głównie w Murzasichlu i w Zakopanem, choć niekiedy czytelnik zostaje „zaciągnięty” na ten czy inny popularny szlaki turystyczny. Autorzy przedstawili dwie historie. Jedna sięga czasów drugiej wojny światowej i ciągnie się do współczesności. To kilka oszczędnych, a zarazem niezwykle wyrazistych epizodów z życia niejakiego Jaśka Ślebody, górala z Murzasichla.
Druga historia rozgrywa się współcześnie, jej główną bohaterką jest Anka Serafin, nieco rozczarowana życiem młoda pani antropolog robiąca karierę w jednej z krakowskich uczelni, która postanawia spędzić wakacje w Murzasichlu, dokąd jeździła jako nastolatka.
Anka oczywiście kocha Tatry, zaczytuje się w Sklepie potrzeb kulturalnych Antoniego Kroha i zachwyca góralską gwarą. Murzasichle jest dla niej miejscem idyllicznym, gdzie ma nadzieję oderwać się od codzienności. Beztroskie wakacje pani antropolog kończą się, kiedy w trakcie pierwszej tatrzańskiej wycieczki, w tak zwanym ustronnym miejscu, znajduje zwłoki… W rozwiązanie zagadki angażuje się nie tylko Anka i policja, ale również dziennikarz pewnego tabloidu. Reszty zdradzać nie będę – przecież to kryminał.
Zaletą książki są niewątpliwie tzw. realia świata przedstawionego. Autorzy porządnie się napracowali: rozmawiali z mieszkańcami Murzasichla, prawnikami, przewodnikami tatrzańskimi… Zgłębiali również literaturę fachową (przede wszystkim potężne dzieło Wojciecha Szatkowskiego Goralenvolk. Historia zdrady), dzięki czemu ci z czytelników, którzy wcześniej o Goralenvolku nie słyszeli, będą mogli zapoznać się z podstawowymi faktami na ten temat, choć Śleboda – co chciałabym podkreślić – nie jest powieścią historyczną. Kuźmińscy zdecydowali się też na dość odważny krok i… wprowadzili gwarę, którą niekiedy posługują się bohaterowie górale. Każdy z rozdziałów poprzedza też swego rodzaju motto – przyśpiewki z Podhala zaczerpnięte z dzieł Oskara Kolberga. Te zabiegi nie są jednak przejawem młodopolskiej chłopomanii ‒ mają podkreślać lokalny koloryt powieści.
Trzeba przyznać, że Kuźmińscy trafnie sportretowali zarówno mieszkańców Podhala (dla mnie rewelacyjna jest jedna z drugoplanowych postaci książki, góralka Babońka), jak i przyjezdnych. Podhale nie jest wcale miejscem idyllicznym, a jego mieszkańcy skrywają mniej i bardziej mroczne tajemnice… I choć autorom nie udało się uciec od pewnych uproszczeń i szablonów, a tu i ówdzie (na szczęście rzadko!) dali się nieco ponieść literackim opisom, to muszę przyznać, że na tle zręcznie „uknutej intrygi” te drobne niedoskonałości aż tak bardzo nie rażą.
Kryminały to szczególny gatunek literacki, który można lubić lub nie, więc zapewne nie każdy sięgnie po Ślebodę. Jednak ci, którzy sięgną, z pewnością nie będą żałować.
Eliza Kujan
Małgorzata Fugiel-Kuźmińska, Michał Kuźmiński, Śleboda, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2015.
0 komentarzy