GÓRSKI SOWIZDRZAŁ
Po czasach eksploracji i rywalizacji o to, kto pierwszy, w górach najwyższych zaczęli pojawiać się wspinacze o zupełnie innym podejściu do gór i życia: hipisi, niegrzeczni chłopcy, wolne duchy, wizjonerzy. Było kilku, którzy przemknęli przez górski firmament, zostawiając po sobie świetlisty ślad. I na zawsze znaleźli miejsce w sercach przyjaciół i miłośników wspinania, stali się ważni nie tylko ze względu na swoje osiągnięcia wspinaczkowe. Tak jak Słoweniec Nejc Zaplotnik.
Został w Himalajach na zawsze, miał trzydzieści jeden lat. Doskonale się wspinał, poświęcili się górom niemal bez reszty i pisał…
Książka Nejca Zaplotnika Ścieżka ukazała się w 1981 roku, miała wiele wznowień, stała się w Słowenii pozycją kultową. U nas jej pojawienie się poprzedziła legenda – o Nejcu i jego książce (były cytaty) mogliśmy przeczytać u Bernadette McDonald, na dodatek żona Zaplotnika, mimo całej miłości do męża, jakoś nie chciała, by jego dorobek poznał świat, więc doszedł jeszcze element tajemnicy. Mojcy Zaplotnik najwidoczniej nie wystarczały spore dochody czerpane ze wznowień w kraju, bo gdy zgłaszał się do niej zagraniczny wydawca, rzucała cenę tak zaporową, że nie znalazł się nikt, kto chciałby Ścieżkę wydać (ukazało się tylko wydanie chorwackie).
Za wydaniem książki w Polsce lobbował jej tłumacz Mariusz Biedrzycki, a sprawy ruszyły z miejsca, gdy w zeszłym roku spotkał na festiwalu w Lądku-Zdroju wybitnego słoweńskiego wspinacza Andreja Štremfelja, przyjaciela Nejca i przyjaciela rodziny, który chyba przemówił pani Nejcowej do rozsądku. I oto mamy Ścieżkę.
W podsumowaniu 2019 napisałam, że Ścieżka była sporym rozczarowaniem, za co pewien autorytet nieźle mnie objechał. To nie tak. Gdyby ukazała się w Polsce w latach osiemdziesiątych czy wczesnych dziewięćdziesiątych, z pewnością stałaby się kultowa. Nie było bowiem wtedy, poza pisaniem Długosza czy Skoczylasa, prób literackiego opisu górskich przeżyć. Nie było pisania osobistego, intymnego, nie było górskich ekstrawertycznych romantyków. A właściwie był tylko Mirek „Falco” Dąsal. Teraz jesteśmy po lekturze Kurtyki, Raganowicza i Froni i dlatego młodzieńcze i sowizdrzalskie uniesienia Nejca Zaplotnika nie mają już takiej siły rażenia.
Nejc był idealistą, kochał wolność i jej szukał (w tym kontekście dziwi nieco wczesne małżeństwo i dzieci), uwielbiał się wspinać, a niewspinanie się skutkowało dla niego „rozkładem wolnego ducha”. Był też wrażliwcem chłonącym piękno – dla niego ważne były wszystkie aspekty bycia w górach. Traktował je „holistycznie”, a gdyby żył do dziś, zapewne nie biegałby po nich na rekord, nie przestając się filmować.
Jest w jego pisaniu młodzieńcza egzaltacja, idealizm i naiwność, jest egoizm i radość życia, to książka bogata i mająca wiele odcieni, wielu zapewne się w niej odnajdzie, nie jest jednak przygodą intelektualną, jak lektura książek Kurtyki czy Raganowicza. Choć pozwala wrócić do pierwotnych emocji, których we wspinaniu coraz mniej, przypomnieć sobie, po co tak naprawdę chodzi się w góry. Tak, zdecydowanie przyda się świeże, mimo upływu lat, spojrzenie Nejca.
Zaplotnik pisze doskonale, wydaje się, że jego styl dojrzewał w miarę powstawania książki, zmierzając ku prozie poetyckiej. Chwilami od grafomanii dzieli go tylko krok, jednak zatrzymuje się w bezpiecznej odległości. A może to zasługa przekładu? Ścieżka to bowiem doskonały przykład, jak istotny jest dobry tłumacz, czego wydawcy książek górskich zdają się nie rozumieć (no tak, ja ciągle o tym samym). Bo jeśli chodzi książki górskie, niezależnie od tego, kto jest ich wydawcą, kwestia tłumacza traktowana jest drugorzędnie: najlepiej, żeby był tani albo zaprzyjaźniony (trzeba kumplom dać zarobić). Stąd wciąż marny poziom książek o górach i wspinaniu w każdym aspekcie – od językowego po merytoryczny.
W tym przypadku było inaczej, choć, nie ujmując tłumaczowi, niejako siłą rzeczy. Dla Mariusza Biedrzyckiego słoweński jest drugim językiem (jego mama to wybitna tłumaczka słoweńskiej poezji, Katarina Šalamun‑Biedrzycka), więc to, że powierzono mu przekład Ścieżki, jest oczywiste. Na szczęście Mariusz to człowiek gór, w dodatku błyskotliwy i dobrze piszący. A także chyba rozumiejący pewną osobność Zaplotnika.
Mariusz Biedrzycki (fot. climbing.pl)
Redaktor dobry przekład poznaje po tym, że ma ochotę podyskutować o jednym, dwóch słowach, o tym, że aby przekład był idealny, można by dobrać je inaczej, lepiej, celniej… Tak jest w przypadku Ścieżki, choć wydaje się, że do ideału jeszcze kawałek. Tłumacz działa w lingwistycznym ferworze, musi rozstrzygnąć mnóstwo dylematów i powinien mieć oparcie w osobach pracujących w wydawnictwie nad książką. Tu chyba nie do końca tak było…
Mariusz wykonał jednak imponującą pracę, a Ścieżka to pozycja obowiązkowa. Choć raczej dla młodych górskich idealistów niegoniących za lajkami. Ale czy tacy jeszcze są?
Beata Słama
Nejc Zaplotnik, Ścieżka (Pot), przekł. Mariusz „BieDruń” Biedrzycki, Góry Books, Kraków 2019.
(Jest to rozszerzona wersja recenzji, która ukazała się w kwartalniku „Tatry”.)
0 komentarzy