GDZIE JEST JĘZYK?

Można powiedzieć, że Sławomir Gortych wtargnął na scenę górskiego kryminału niczym porywisty górski wiatr. Zbiera nagrody, na wieczory autorskie przychodzą tłumy, a spotkania z nim są szalenie interesujące. Można nawet powiedzieć, że został literackim celebrytą.

Krytycy i osoby zachwycone podkreślą, że ogromnym atutem jego książek jest to, że opowiadają zapomnianą, nie do końca poznaną i niełatwą historię rejonów wciąż pozostających poza zasięgiem kompulsywnego zainteresowania turystycznych rzesz, czyli Karkonoszy. Odkopują je i przypominają. Wstrzelił się w niszę. Postanowiłam więc i ja przeczytać coś Sławka Gortycha. W bibliotece była tylko druga w kolejności pozycja, czyli Schronisko, które przetrwało.

Tuż przedtem przeczytałam trzy górskie kryminały i były to pozycje żałosne i udręczające, więc już od pierwszych stron się Gortychem zachwyciłam: obrazowy język, natężenie emocji, klimat. czasem coś mi zgrzytnęło, ale co tam. Zaczyna się od retrospekcji, która napisana jest wspaniale, można powiedzieć krwiście, lecz potem przechodzimy do czasów współczesnych…

Podstawową wadą większości autorów literatury popularnej jest, jak ja to nazywam, brak języka. Może i mają pomysły na fabułę, lecz wykładają się na języku: niepoprawnym, nieudolnym, bez stylu i charakteru. Ja nazywam to językiem informacyjnym, bo do opisowości temu językowi daleko. Operują tymi samymi zestawami słów, przy okazji w ogóle nie rozumiejąc ich znaczenia na poziomie podstawowym, nie widzą niuansów, nie zastanawiają się nad najbardziej adekwatnym ich doborem. Klisza goni kliszę.

Taki też jest język Sławka Gortycha, gdy pisze część współczesną. Znika styl i barwność, pojawiają się schematy.

Dobry redaktor to prawdziwy skarb, potrafi wyciągnąć autora z niejednej opresji (wiem coś o tym jako autorka), lecz w Wydawnictwie Dolnośląskim dobrych redaktorów niestety nie ma, o czym przekonałam się już wielokrotnie, czytając wydane przez nich kryminały o Cormoranie Strike’u (mimo wszystko gorąco polecam, serial też, jest na Max) – w każdym tomie te same żenujące błędy. A skoro redaktorów nie ma, to Gortych nie mógł liczyć na pomoc, dlatego w książce trafiają się takie oto pasaże:

„Przegrani już dawno były w swoich łóżkach”.

„Nim krewna do niego podeszła, inna służąca wzięła od chłopaka dzbanek” – Pytanie: ile osób było w pomieszczeniu?  

„Niewidoczny parasol ochronny w osobie jego ojca”. (I metafora musi mieć sens).

„Żółć, którą zwracał, poczęła mieszać się z krwią, tworząc na kafelkach obdarty obraz śmierci ludzkiego ustroju”.

„[…] wciąż wpatrują się w babrającego się w wydzielinach chłopaka”.

„Nastąpiło w niej załamanie nerwowe”.

„Łuna zaczęła przybierać na jasności”.

Z wyżej opisanych powodów odpadłam, choć doskonale wiem, dlaczego proza Sławka Gortycha tak bardzo się podoba i mimo wszystko zachęcam Was do lektury.

Lepiej czytać Gortycha niż Mroza. Tak jak lepiej jeść pizzę z dobrej restauracji niż gotową z mikrofali.

Beata Słama

Sławek Gortych, Schronisko, które przetrwało, Wydawnictwo Dolnośląskie, Poznań 2023.

 

Kategorie: Książki

0 komentarzy

Leave a Reply