„SAMOTNIA”, KORPO I KRÓLOWA BANÓW
Sprawa „Samotni” wciąż w toku, teksty o schronisku pojawiły się niemal we wszystkich mediach, zainteresował się poseł, a my uważnie śledzimy wypowiedzi internautów na ten temat. Większa część solidaryzuje się, wspiera, walczy i oburza, są jednak tacy…
Wyobraźcie sobie. Korpo (lub byłe korpo) – ciuchy w dobrym gatunku, w jednej ręce kawka, druga oparta łokciem o stół, lekko gestykuluje, noga na nogę, jedna noga lekko się kołysze. Poza wyrażająca pewność siebie, arogancję i wszechwiedzę. „Nie no, mamy wolny rynek, niech wygra lepszy”, „Zupa była za słona, to niedopuszczalne, trzeb to zmienić, wywalić ukarać”, „Nie no, trzeba to wyremontować, unowocześnić, iść z postępem, mamy prawo do komfortu, czasy się zmieniają”, „Wywalić ich, za długo się zasiedzieli, synekura, monopol, stęchlizna” i takie tam bzdury.
Takim ludziom podoba się nowy „Murowaniec”, bo być może pojawili się w górach po przerobieniu żeglarstwa, paralotniarstwa i biegów i chcą, żeby było tak, jak są do tego przyzwyczajeni: ma być pizza, catering, bankomat i kamery, bo przecież zawsze ktoś może ich okraść. W ogóle nie biorą pod uwagę tego, że też kiedyś mogą stracić pracę i dom, i wtedy, obsmarkani od płaczu, i nie będą rozumieli, co się dzieje. Ach, wystarczyła pandemia, by zaczęli cienko śpiewać, jednak już się otrząsnęli i znów uważają, że im się należy, i egzekwują to z całą mocą, stanowczo i bez współczucia.
Inni w ten sposób piszący być może mają kompleksy, bo chcieliby jak paniska, a tymczasem wciąż są klasą średnią na dorobku, więc jedząc w schronisku pizzę na kawałki albo kotlety z podgrzewacza, mogą się poczuć jak w wielkim świecie albo przynajmniej jak w osiedlowym kebabie. Nie ma tak szarpiącego nerwy dysonansu poznawczego.
Tacy ludzie nas, broniących schroniska jako idei, jako miejsca w jakiś sposób swojskiego i z tradycją, nazywają leśnymi dziadkami i wmawiają nam, że tęsknimy za brudnymi kiblami i zimną wodą w kranach. Że chcemy śpiewać ballady przy świecach i jeść zupy w proszku ubrani w swetry z owczej wełny z watą.
Ale zdziwiliby się, gdyby zobaczyli, jak wygląda duża część schronisk za Zachodzie, za którym tak tęsknią i na który tak chętnie się powołują.
Schronisko to nie tylko budynek, to właśnie idea – Beata już o tym pisała. (To mógłby być temat ciekawej dyskusji). W Tatrach oprócz „Murowańca” (choć dobrze, że z różnych względów familia Kusionów wreszcie zniknęła) schroniska prowadzą od lat te same rodziny i sprawdza się to nieźle. Pewnie, czasem zupa może nam nie smakować, personel być nadęty (no, dość często), a w kiblu nie za czysto, jednak taka formuła wciąż się sprawdza. Tatrzańskie schroniska nie straciły swojego charakteru, a ich dzierżawcy potrafili znaleźć równowagę między nowoczesnością, tradycją i klimatem. Oczywiście wszyscy wiemy, że i w schroniskach nocuje hołota (niestety coraz częściej), wiemy też, co się dzieje w Morskim Oku, jednak gdy znikną tłumy, to schronisko wciąż jest miejscem dla turystów, nie spacerowiczów.
Schroniska to też jednak bardzo dobry biznes, to pieniądze, o które warto zawalczyć. Gdyby tak nie było, biznesmen z Karkonoszy nie pchałby się do przetargu, a PTTK nie przyjęłoby tak skwapliwie jego oferty. Ciekawe jesteśmy kulisów.
A ponieważ to do dobry biznes, powiązania lokalne są, jakie są, PTTK zamienił się w maszynkę do robienia kasy (ciekawe, jakie premie przyznaje sobie co roku zarząd) i dawno przestał być krzewicielem idei, nie mamy gwarancji, może i w Tatrach jakiś biznesmen mający odpowiednie powiązania stanie do przetargu, a dzierżawcy Roztoki (na przykład i nie daj Boże) usłyszą, że już dzierżawcami nie są, bo przecież wygrał lepszy.
„Murowaniec” już padł, wygląda na to, że „Samotnia” może być następna. A potem inne schroniska, bo czemu nie? Przecież mamy wolny rynek, bo biznes to biznes, a kasa to kasa.
Osobą z górskiego środowiska, która wypowiedziała chyba „Samotni” prywatną wojnę, jest Maja Sindalska (byłe korpo), przewodniczka tatrzańska, prowadząca stronę Aktualne Warunki w Górach. Była w tym schronisku tylko raz, zupa jej nie smakowała, więc zaszarżowała. I to pod postem na naszej stronie wzywającym do obrony „Samotni”. Komentarz został usunięty, a Beata wytłumaczyła jej grzecznie, że to nie miejsce i pora na krytykę, że o tym, co jej się tam nie podobało, może przecież napisać na stronie schroniska, a nie wkładać kij w szprychy. I oto pani Maja banująca (jest z tego znana i się tym szczyci, a my, naiwne, o tym nie wiedziałyśmy!) każdego, kto wyrazi opinię inną niż jej – nawet tych, którzy dadzą jedynie lajka pod czyimś postem mówiącym o tym, że pani Maja im się nie podoba – nie mogła tego przeżyć. Dostała histerii, posądziła nas o cenzurę, oceniła, że nasza strona jest gorsza, niż niż myślała (wcześniej nie dała po sobie poznać, że myśli źle), a Beatę zaczęła obrażać na Messengerze tak intensywnie, że ta, aby normalnie korzystać z Facebooka, musiała ją zablokować.
Niestety tylko zainspirowaliśmy ją do działania, ponieważ wzięła zamach i wysmażyła tekst o „Samotni” na swojej stronie, a zapał jej jest podejrzanie godny lepszej sprawy. I można by to zlekceważyć, jednak jej strona ma kilkadziesiąt tysięcy obserwujących i jest w jakiś sposób opiniotwórcza – choć na szczęście pod jej wpisem przeważają posty broniące „Samotni”, ich autorzy zwracają m.in. uwagę, że może swoją opinię wyraziła zbyt pochopnie, że nie jest tak źle. Które pani Maja, jakże by inaczej, uznała za hejt. A
Oczywiście pojawiła się też na AWwG „frakcja z kawką”, lecz na szczęście nieliczna.
Pewnie, pani Maja ma prawo do wyrażania swojej opinii na prowadzonej przez siebie stronie, napisała jednak zdanie, które sprawiło, że zamarłyśmy: „Walczą ludzie o klimat miejsca, ale pamiętajmy, klimat tworzą ludzie, turyści, a nie obsługa, która nawet po polsku aktualnie nie mówi”. Zdaniu brak logiki i gramatyki, jest z gruntu nieprawdziwe, lecz chyba każdy dostrzeże w nim… no cóż, nie chcemy używać zbyt drastycznych określeń, ale sami wiecie. No, ale teraz znamy już poglądy pani Mai, wiemy, z kim mamy (miałyśmy) do czynienia. I cieszymy się, że nas zbanowała. Czego i Wam życzymy.
(ek, bs)
0 komentarzy