FRONIZACJA LITERATURY GÓRSKIEJ?
Co to właściwie oznacza?
„Pisanie o górach osobiście, wrażliwie, metaforycznie, intymnie, dobrze, szczerze, ciekawie…”
A może: „Pisanie o górach, nurzając się w wynurzeniach, z dużą dozą grafomanii, pretensjonalnie, rozwlekle, nudno, histerycznie”?.
Do wyboru, do koloru. Bo z Rafałem Fronią jest tak, że ma tyluż zwolenników, ilu krytyków. Jego poprzednia książka sprzedała się znakomicie, po autograf wiją się kolejki, na spotkania przychodzą tłumy. W pewnych kręgach natomiast dobrze widziane jest wypowiadanie się o nim w tonie kpiącym, z westchnieniem i wznoszeniem oczu do nieba.
Jak to z tym Fornią i fronizacją jest?
Czy jego książki podobają się tak bardzo, bo są szczere, bo potrzebujemy emocji w pisaniu o górach? Może Rafał Fronia ubiera w słowa to, co sami chcielibyśmy napisać, ale nie umiemy albo się wstydzimy? Rafał nie boi się obnażyć, opowiadać o tym, co czuje, o lękach i niepewnościach.
Czy dlatego Fronia tak wielu drażni, bo nie wpisuje się w twardofacecki idiom wspinacza? Bo nie wypada rozwodzić się nad emocjami, strachami, niepewnościami, tylko trzeba napierać? Wielu irytuje to, że siedział w namiocie i pisał, zamiast na coś wejść. Jakby jedynie wejście na coś sankcjonowało pozagórskie poczynania wspinacza, takie jak pisanie, choć było kilku, którzy nie wchodzili, a tworzyli.
Książki górskie były na ogół literaturą użytkową. Mało literatów, wielu sprawozdawców, dużo relacji. Oczywiście pisali Długosz i Skoczylas, jednak to wyjątki. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych mnożyły się książki wyprawowe, bo i Polacy wyprawiali się w góry wysokie bardzo często. A niemal każdy, kto się wyprawił, pisał, opisywał, relacjonował. Takie pozycje były niczym okna na świat, były też niezbędne, by sprawozdawać i dawać świadectwo. Dziś są ważnym dokumentem.
W XXI wieku w górskiej prozie niesprawozdawczej coś się zaczęło dziać… Najpierw oczywiście Kurtyka, potem Marek Ratajczak i Marek Raganowicz. Relacje z wypraw jakby ustały, bo i wypraw mało. (Rozmnożyły się za to biografie).
A teraz mamy Fronię piszącego w zimnych namiotach na bez względu warunki, który literaturę wyprawową wyniósł na nowy poziom, dołączając do Mirosława „Falco” Dąsala. Jego nowa książka to Rozmowa z górą. Przeżywanie wyprawowej rzeczywistości i intymna relacja z górami – oto cechy decydujące o tym, że Fronia jest oryginalny, bliski. Ale czy do końca dobry?
Jeśli napiszę, że proza Rafała Froni jest przegadana , pretensjonalna i egzaltowana, jego fani mi nie uwierzą – bo podobno mnie nic się nie podoba ‒ i staną w kolejce po autograf.
Jeśli napiszę, że proza Rafała Froni jest wysmakowana, głęboka, inteligentna – nie uwierzą mi nie-fani, którzy mają do jego pisania stosunek wręcz pogardliwy.
Napiszę więc tak.
Rafał Fronia to niezwykle utalentowany i wrażliwy pisarz. Panuje nad językiem, który jest bogaty i różnorodny. Dodajmy do tego autorefleksję i zmysł obserwacji i mamy naprawdę dobrego autora. Niestety, nie udało się Rafałowi ustrzec przed błędami, jakie popełniają literaci na progu kariery. Nie potrafi wyselekcjonować materiału, skłonić się ku większej lapidarności – za dużo wstępów i epilogów. Znosi go też czasem w stronę banału i rozmachu metafory, razi też nadmiar dygresji (a to wróbelek, a to świstaczek), podczas gdy książka tego gatunku, a raczej z pogranicza gatunków, powinna być zwarta i sugestywna, a jej siłą powinna być celna lapidarność.
Padł też Rafał – tak jak Marek Ratajczak przy Zimnej Annie ‒ ofiarą braku fachowego i twardorękiego redaktora, który przeprowadziłby go przez niebezpieczne wody, gdzie czyha demon grafomanii i przegadania, i pozwolił uniknąć mielizn intelektualnych.
Niestety, w wydawnictwie SQN fachowców chyba nie ma, bo choć nad książką pracowały trzy osoby (dwoje redaktorów i korektor), błędów jest sporo (w tym fatalna interpunkcja, a raczej przecinkoza), i raczej nie należy obwiniać o nie autora, bo autor tworzy w ferworze, a redaktor jest po to, by ten ferwor okiełznać. I dlatego mamy na przykład:
„Z namiotu na przełęczy Gaszerbrum La” [„la” to przełęcz, mamy tu więc kontynuację tradycji Siostry Sisters i serek Fromage].
„Na plecach, bez czekanu…”.
Czy warto, mimo wszystkich tych zastrzeżeń sięgnąć po Rozmowę z górą? Warto. Bo warto wejść w czyjś świat, szczególnie jeśli jest to świat pełen odcieni, ciekawy i oryginalny. Nie jest to książka na jeden wieczór, raczej do niespiesznego poczytywania – na przykład w górach.
No to co z tą fronizacją literatury górskiej? Myślę, że to ciekawe i potrzebne zjawisko.
PS Rafał Fronia wyruszył właśnie na upamiętniającą wyprawę na Nada Devi. Jest to przedsięwzięcie tak dziwne, że spodziewam się, iż tym razem wykaże się w nowym gatunku: w prozie humorystycznej i grotesce.
Beata Słama
Rafał Fronia, Rozmowa z górą, SQN, Kraków 2019.
(Recenzja ukazała się na portalu Wspinanie.pl, ta wersja jest nieco zmieniona i poprawiona).
0 komentarzy