OSTATNIA GÓRA, CZYLI NEMEZIS
Zimowa wyprawa na K2 ‒ minął ponad rok, wydaje się, że już wszystko zostało powiedziane i przeanalizowane. Ale przecież nas tam nie było. Był za to Darek Załuski z kamerą. („Kiedy on filmował? W ogóle nie było widać, że filmuje” – powiedział jeden z uczestników).
Jej przebieg przypominał thriller: wyprawa ratunkowa po Eli Revol, kontuzja (i „operacja”) Adama Bieleckiego, kontuzja Rafała Froni, lawina, kontrowersyjne zachowanie Denisa Urubki, a w konsekwencji opuszczenie przez niego wyprawy.
Napięcia, dramaty, konflikty, a na koniec rozczarowanie.
Darek mógł nakręcić drugą Temperaturę wrzenia, lecz zachowując obiektywizm, zachował też umiar. Zapewne miał mnóstwo materiału (oprócz jego zdjęć było to, co filmowali uczestnicy wyprawy kamerkami GoPro i czym tam jeszcze w terenie), od niego zależało, co wybierze i jaką wyprawę zobaczymy, na co położy akcent, co pominie. To ważny proces – selekcja materiału i namysł nad kształtem filmu. Montaż. I duża odpowiedzialność – można zyskać łatwą sławę kontrowersją, zadrażnić. Darek oparł się tej pokusie ‒ zresztą ci, którzy znają jego filmy, wiedzą, że jest filmowcem bardzo świadomym tego, co chce pokazać, spokojnym i taktownym.
Przede wszystkim jest to opowieść o grupie ludzi, o organizmie, a może mechanizmie, jakim jest wyprawa. Oczywiście siłą rzeczy czasem kamera skupia się na liderze, Krzysztofie Wielickim, lecz nie jest to studium jego osobowości, a studium wspinaczy stojących w obliczu zarówno nieokiełznanej natury, jaki i w obliczu mnóstwa wielkich i małych problemów, które trzeba rozwiązać, by w tej naturze jakoś funkcjonować.
Kamera przez cały czas jest bardzo blisko bohaterów, obserwuje ich, ważne jest każde spojrzenie, każde drgnięcie – w wielu filmach to zabieg celowy, często nadużywany, łatwo popaść w manierę i pretensjonalność. Tu okoliczności pomogły reżyserowi, bo… w namiocie nie było miejsca na szerokie kadry. Ta bliskość jest więc niejako wymuszona, ale też naturalna, choć nie nadużywana.
Darek Zaułski jedynie pokazuje sytuacje konfliktowe, nie puentuje ich, nie ocenia, niektóre ucina, zawiesza. To do nas należą wnioski i ocena.
W ciasnych namiotach jest ciepło i przytulnie, jednak przez cały czas mamy świadomość, że poza ich ścianami są niesamowite góry, którym trzeba stawić czoło.
Oparł się jednak Darek pokusie, jakże naturalnej, pokazywania „pięknych” zdjęć – a przecież to najłatwiejszy sposób na górski film (plus zdjęcia poklatkowe – głównie pędzące chmury). Kadry górskiej okolicy są jednak dawkowane z umiarem i są doskonałe, niemal każdy mógłby być obrazem. Ogromne możliwości i inną jakość daje dron. I tu łatwo pójść na łatwiznę, zdać się na efekt. Załuski nie idzie tą ścieżka i używa dronowych zdjęć, by rzucić całą akcję na tło niemal metafizyczne: bezkresna białoszara połać, a na niej zagubiona grupka czerwonych namiotów. W których rozgrywają się ludzkie sprawy, ale czy tak naprawdę istotne? Te zdjęcia więcej mówią o człowieczej kondycji niż tysiące słów.
Muzyka jest doskonałym dopełnieniem obrazu – pojawia się dość późno, oszczędna, lecz sugestywna, tło dźwiękowe tworzy głównie nieustający ryk wiatru, zupełnie jakbyśmy byli pod K2. Huczy nam w głowach (oczywiście to również kwestia nagłośnienia), mamy dość. Przez to jesteśmy bliżej, czujemy.
Jest też drugie tło: wszelakie media. Internet, telefony satelitarne, telewizja, a w niej triumfuje Kamil Stoch. Za dużo tego, za wszechobecne. Trochę osaczające. Nie ma czasu na zwykłe pobycie.
Są chyba dwa najbardziej przejmujące i wzruszające nagrania w dziejach himalaizmu. Dźwiękowe: „Gdzie jesteście?! Gdzie jesteście?! Odbiór!”. „Na szczycie! Na szczycie Everestu!”.
I film. A właściwie czarny ekran, ciężkie oddechy, chrzęst zmrożonego śniegu pod rakami i słowa Denisa Urubki: Elizabeth, nice to see you. I okrzyk: Adam! I have her! Ta „scena” jest w filmie. I jak zawsze ściska za gardło. To wielka chwila ludzkiej solidarności.
A potem Denis odchodzi do swojej zimy i swoich idei. Adam dostaje kamieniem. A potem wszyscy przełykają gorzkie rozczarowanie i zostawiają górę za sobą.
Film mógłby się skończyć nieco wcześniej, cięciem: sprawozdawca krzyczy: „Brawo, Kamil!”, a my widzimy ludzi zagubionych w szarej bieli. On wszedł na swoją górę. Oni nie. Ale i tak „brawo!”
Koniecznie zobaczcie ten film.
PS. Piszę „Darek”, a przecież ogromna była rola Anny Marii Filipow, która współtworzyła scenariusz i zmontowała całość.
Beata Słama
Ostatnia góra, reżyseria: Dariusz Załuski, scenariusz: Dariusz Załuski, Anna Maria Filipow, zdjęcia: Dariusz Załuski, Adam Bielecki, Maciej Bedrejczuk, Jarosław Botor, Marek Chmielarski, Janusz Gołąb, Marcin Kaczkan, Artur Małek, Piotr Pawlus, Piotr Tomala, Denis Urubko, muzyka: Maja Pietraszewska-Koper, dźwięk: Dariusz Załuski, montaż: Anna Maria Filipow, produkcja: Rafał Wiśniewski (Narodowe Centrum Kultury)
(Fot. K2 Winter Climb 2019).
1 komentarz
NAJ 2019 | Górski Dom Kultury · 2 stycznia 2020 o 17:36
[…] Recenzja tu: http://gorskidomkultury.eu/ostatnia-gora-rez-dariusz-zaluski/ […]