ANARCHIA I POWAGA, CZYLI JAK ZDOBYWANO NANGĘ ZIMĄ

Zimą 2016 roku pod Nanga Parbat było tłumnie. Górę wspinacze oblegali z dwóch stron – Rupal i Diamir. Obie te strony obstawili również dwaj dziennikarze, Piotr Tomza i Dominik Szczepański, by napisać, jak było.

Pod ścianą Rupal znalazł się Piotr Tomza i towarzyszył bardzo dziwnej ekipie Polaków, zgromadzonych pod hasłem Nanga Dream. Towarzystwo to różnorodne i niezwykłe, anarchiści, wolne duchy, niektórzy himalajscy debiutanci, będący niejako spadkobiercami Tomka Mackiewicza, który poszedł jednak własną ścieżką. Gdy o nich czytam, od razu nasuwa mi się pytanie, kto to właściwie jest himalaista? Człowiek, który wspina się w Himalajach, ma doświadczenie, a nawet ze wspinania w górach wysokich żyje, czy ktoś, kto po prostu wsiadł w samolot i spędził jakiś czas w towarzystwie himalajskich olbrzymów? Zgromadzeni w bazie Rupal panowie wydają się należeć do tej drugiej grupy. Cechuje ich niewielkie doświadczenie, ograniczona znajomość tematu, lecz jednocześnie ogromny zapał połączony z nonszalancją, odwagą, a może głupotą? Zacytujmy fragment książki:

„Antysystemowy charakter projektu Nanga Dream nie ograniczał się więc do ciągłych problemów z kasą i braku instytucjonalnego wsparcia ze strony Polskiego Związku Alpinizmu, ale miał swoje odbicie również w ideologii. Manifest programowy chłopaków brzmiał:

>Nanga Dream to wiara w wyzwolenie ludzkości ze złego systemu. Małymi kroczkami, uparcie. Po stronie życia, przeciwko śmierci, wbrew ciemnościom przez szczyt<”.

Chłopcy walczą więc z systemem i wyzwalają górę, a siedzący w bazie Piotr Tomza i wszystkiemu się przygląda. Himalaiści wychodzą w góry i wracają niczym fale przypływu, a autor opisuje, jak ciężko żyje się bazie, jakbyśmy nie czytali o tym dziesiątki razy. Z rzadka wypuszcza się wyżej i dalej, ale wtedy bardzo się męczy i boi. Szura więc po bazie kaloszami z Decathlonu za pięćdziesiąt złotych i słucha, co chłopcy mówią, aby dać świadectwo. No cóż, nie wiem, jaki był jego zamysł, trudno też wyczuć, czy żywi podziw i sympatię dla himalaistów-anarchistów, co może świadczyć o tym, iż starał się zachować obiektywizm. Może się i starał, lecz moim zdaniem po prostu ich ośmieszył. Sądzę jednak, że jest grono osób, które zachwycą się i wyczynami, i podejściem do świata członków zespołu Nanga Dream.

Więcej szczęścia miał Dominik Szczepański, który trafił pod ścianę Diamir i znalazł się w gronie sław i profesjonalistów. Pod Nangę, by zapolować na łup, jakim jest zimowe na nią wejście, przybyli bowiem m.in. Alex Txicon, Daniele Nardi, Tamara Lunger, Simone Moro, a także Tomek Mackiewicz z Elisabeth Revol. Wiemy, jak to wszystko się zakończyło: Nanga zimą padła, a sny Polaków ‒ anarchistów i profesjonalistów ‒ rozwiały się jak mgła w słońcu.

Dominik Szczepański również snuje się po bazie, ma problemy z wypróżnieniem, temperaturą i brakiem wygód, nie ma jednak problemu z zebraniem bardzo interesującego materiału do swojej części książki. Są duże konflikty, małe kłótnie, a także poważne spory o istotę wspinania i podejście do gór, a na prawdziwego górskiego filozofa wyrasta wyrasta Daniele Nardi. Obaj autorzy starają się nie oceniać – to niezwykle cenne. A także rzucają swoje relacje na tło historyczne, a nawet społeczne.

Z powodu, którego do tej pory nie udało mi się poznać, w Agorze z książkami górskimi nie jest najlepiej. Są źle przetłumaczone, niechlujnie zredagowane, pełne błędów merytorycznych.  Redaktorem dwóch opisanych powyżej książek jest Wojciech Fusek, który poniósł spektakularną porażkę w „Ucieczce na szczyt” Bernadette McDonald – jako tłumacz i jako redaktor. To, czy ktoś jest zawodowym redaktorem, poznać bardzo łatwo: jeśli autor (ew. tłumacz) jest dobry, w książce nie ma błędów (co rzadko się zdarza), jeśli zły, książka jest zła. Widać to doskonale na przykładzie „Nangi” i „Kukuczki”.

„Kukuczka” napisany jest nieźle, choć styl może irytować. Autorem pierwszej części „Nangi” jest Piotr Tomza (trzeba się tego domyślać, ponieważ nie zostało to napisane), który poradził sobie całkiem. Doskonale oddał specyfikę języka swoich bohaterów, pisze wartko, znajdując równowagę między mową potoczną a mową poprawną. Drugą część napisał  Dominik Szczepański. Jemu równowagi nie udało się znaleźć, język, jakim się posługuje, jest prymitywny, czasem prostacki, pełen błędów, nie jest to styl, a brak talentu. Różnica między tymi dwoma częściami razi, co jest winą redaktora, a raczej jego braku. Niedoróbki redaktorskie mogłaby naprawić korekta, ta jednak również pozostawia wiele do życzenia.

„Nangę Parbat. Śnieg, kłamstwa i góra do wyzwolenia” warto jednak przeczytać – jest irytująca, interesująca, z co najważniejsze, nie napisali jej wspinacze. Warto się przekonać, co z tego wynikło.

Beata Słama (recenzja ukazała się w kwartalniku „Tatry”)

Dominik Szczepański, Piotr Tomza, „Nanga Parbat. Śnieg, kłamstwa i góra do wyzwolenia”. Agora, Warszawa 2016.

 

 

Kategorie: Książki