MATKI, ŻONY, KOCHANKI…

Tę recenzję zaczynałam pisać, gdy wszyscy zastygliśmy w pełnym grozy oczekiwaniu na wieści spod Broad Peaku. Nie wiadomo było, czy walka o życie jeszcze trwa, czy to, co najgorsze, już się stało, tylko wiadomości o tym jeszcze do nas nie dotarły. I, o ironio, o tym właśnie jest recenzowana książka „Mroczna strona gór” Marii Coffey. Opowiada o ofiarach wspinania, lecz nie o tych, którzy na zawsze pozostali w lodowych szczelinach, lecz o ich bliskich, również w pewien sposób tracących życie i – z różnym skutkiem – próbujących je odzyskać.

Maria Coffey była dziewczyną doskonałego brytyjskiego wspinacza Joego Taskera, który zginął w Himalajach. Gdyby nie jego śmierć, ta książka pewnie by nie powstała. Jest ona sposobem poradzenia sobie ze stratą i próbą zrozumienia, dlaczego ludzie się wspinają, poruszając się po cienkiej linii oddzielającej życie od śmierci. Ale przede wszystkim jest opisem losów „matek, żon i kochanek” wspinaczy, tego, jak radzą sobie z codziennym życiem, strachem i bezradnością, gdy ich mężczyźni gonią za marzeniami. My widzimy tylko nagłówki w gazetach informujące o górskich sukcesach lub o górskich tragediach, Maria Coffey pokazuje nam drugą stronę medalu, to, co się dzieje, gdy kobiety – bo na ogół są to kobiety – zostają same z dziećmi, niezapłaconymi rachunkami, w pustych łóżkach. Wyraźnie widać tu podział na świat mężczyzn i świat kobiet

Książka jest cienka, lecz autorka stara się poruszyć w niej mnóstwo kwestii, co czyni ją nieco chaotyczną. Zaczyna od dywagacji, dlaczego mężczyźni z takim zapałem rzucają się realizować swoje pasje i od razu jak diabeł z pudełka wyskakuje syndrom Piotrusia Pana. „Nigdy nie jesteś za stary na to, by mieć szczęśliwe dzieciństwo”  ‒ powiedział Ace Kavale, wspinacz z Kolorado. Nic dodać, nic ująć. 

Lecz te „szczęśliwe dzieci” mają żony i dzieci, matki i ojców. Działając w górach, tęsknią za domem i spokojem, siedząc w domu, planują następną wyprawę czy wspinaczkę, chcą adrenaliny i spełnienia. Jakże znamienne – i smutne –  są słowa Chrisa Boningtona: „Mam dość duże wahania nastroju i w domu czasem czuję się strasznie przygnębiony. Będąc w górach, odczuwam jednak całkowitą równowagę i harmonię”. Dzieci wspinaczy się buntują, a gdy ojcowie zginą, często żyją w cieniu ich legendy. Kobiety wspinaczy pomagają im jak mogą, starają się zrozumieć, często nienawidzą gór, a gdy ich mężowie giną, żyją z brzemieniem ich legendy albo próbują poznać kogoś „normalnego”. Choć najczęściej wiążą się z kolejnym wspinaczem. Pielgrzymują do miejsc, w których zginęli ich partnerzy, marzą, by odnalazły się ich ciała, żeby wreszcie przestać żyć nadzieją. Ta książka oparta jest na rozmowach z bliskimi  i z samymi wspinaczami – tymi, którzy ani myślą zrezygnować z gór, tymi, którzy wybrali rodzinę, i tymi, którzy po górskich wypadkach nie odzyskali sprawności, lecz mimo to w góry wracają. To mnóstwo opowieści – gorzkich, smutnych i tragicznych. I bardzo szczerych.

To ważna książka, u nas tylko Olga Morawska  ‒ w książce „Od początku do końca”  ‒ napisała tak szczerze o tym, jak to jest być żoną wspinacza i jaką cenę się za to płaci.

W dyskusji na wspinaniu.pl, przy okazji omawiania szczególnych recenzji Ilony „Księżniczki” Łęckiej, ktoś zauważył, że ja w moich recenzjach często skupiam się na stronie edytorskiej. A jak tu się nie skupiać, skoro czytanie źle przetłumaczonej i źle zredagowanej książki jest jak oglądanie telewizora, który „śnieży”, czy próba słuchania muzyki mimo szumu dochodzącego z ulicy? „Mroczna strona gór” jest fatalnie przetłumaczona, redakcji brak, więc trzeba naprawdę dużego samozaparcia, by skupić się na treści. Ale warto spróbować.

Beata Słama

Maria Coffey, „Mroczna strona gór”, przekł. Grażyna Tłaczała, Wydawnictwo Sklepu Podróżnika, Warszawa  2013.

 

Kategorie: Książki