MORDERSTWO W HIMALAJACH

W 1950 roku Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza pokonała tybetańską armię pod Czamdo i od tego tragicznego wydarzenia rozpoczęła się kampania Pekinu, której wynikiem było przyłączenie Tybetu do Chińskiej Republiki Ludowej. Była to inwazja, choć Chińczycy nazywają to pokojowym wyzwoleniem. Od czego, nie wiadomo. Zburzono kilkaset klasztorów, życie straciło ponad milion Tybetańczyków. Mnisi wciąż są torturowani i zamykani w więzieniach, w kraju panuje terror, na turystyce zarabiają Chińczycy. A świat milczy. Co prawda XIV Dalajlama odwiedza niestrudzenie przeróżne kraje, próbując wywalczyć dla swojej ojczyzny choćby iluzoryczną autonomię, od czasu do czasu przyjmuje go głowa jakiegoś państwa, potępi działania Chińczyków, a oni wyrażą oburzenie, jednak o żadnej autonomii mowy nie ma i nie będzie. Bo świata Tybet nie obchodzi. Po pierwsze, dlatego że choć są tam złoża metali szlachetnych, o które warto zawalczyć, nie ma tam ropy. Po drugie, kto zadrze z tak potężnym przeciwnikiem jak Chiny?  Dlatego tak ważna jest każda publikacja opowiadająca o tym, co się tam dzieje.

Książka Jonathana Greena „Morderstwo w Himalajach” jest jednak czymś więcej, bo oto do akcji wkraczają wspinacze. Himalajskie pogranicze Indii i Tybetu jest ludziom gór szczególnie bliskie – tam przecież działają. I na pewno wiedzą, co się na Dachu Świata dzieje. I nadchodzi moment, że trzeba zająć wobec tego stanowisko.

Z Tybetu do Indii (gdzie jest tybetański rząd na uchodźctwie) ucieka (i jest przemycanych) mnóstwo ludzi. Ryzykują życie, przedzierając się w wichrze i mrozie przez wysokie przełęcze, wielu nie dociera do celu.  Wśród nich była tybetańska dziewczyna – została zastrzelona przez chińskiego żołnierza na przełęczy Nangpa w pobliżu Cho Oyu. A wszystko to widzieli członkowie kilku wypraw obozujących pod górą. Jak się zachowali? Przeważył strach czy poczucie przyzwoitości? Czy zrobili coś, by świat dowiedział się o barbarzyństwie Chińczyków? Czy my, ludzie Zachodu, możemy jednak coś dla Tybetu zrobić? Na te właśnie pytania próbuje odpowiedzieć Green. A także kreśli szerokie tło historyczne i społeczne, opowiada, jak żyje się w dzisiejszym Tybecie.

Dobrze, że książka ta się ukazała, lecz nie jest to książka dobra. My, Polacy, mamy swoich mistrzów reportażu  ‒ Kapuścińskiego, Tochmana, Hugo-Badera ‒ i jesteśmy nieco rozpieszczeni. Green mistrzem nie jest, choć podejrzewam, że książkę po prostu źle przetłumaczono. Roi się niej od błędów językowych, interpunkcja jest co najmniej kontrowersyjna, nie było też konsultanta, który wie coś o górach, choć z tyłu okładki skreślił kilka słów Piotr Pustelnik. Może nie przeczytał?

Beata Słama (recenzja ukazała się w kwartalniku „Tatry”).

Jonathan Green, „Morderstwo w Himalajach”, przekł. Agnieszka Kalus, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2016.

Kategorie: Książki