RABKA NIEMAGICZNA, czyli rozmyślania nad czytaną właśnie książką…
Rabka – moja pierwsza górska miejscowość. W minionym stuleciu (lata 70.) pojechałam tam na wakacje z babcią, mamą i siostrą. Niewiele pamiętam – miałam zaledwie pięć lat – ale nigdy nie zapomnę wielkiej drabinki-kuli w Parku Zdrojowym, czarnych wiewiórek czających się na nas w lesie (który zapewne był zwyczajnym parkiem) mijanym w drodze nad potok (chyba kąpieliska na Poniczance), zapachu, który unosił się w drewnianej budce z pamiątkami i oczywiście gór widocznych z balkonu ośrodka wypoczynkowego RSW Prasa-Książka-Ruch przy ulicy Polnej. Balkony miały wtedy niebieskie szyby. Czaru wspomnień nie psują mi nawet pijawki w basenach – baseny musiały być chyba nieczynne, bo wody było w nich jak na lekarstwo. Pamiętam zatem tyle, co nic, zdjęć też nie mam, ale były to jedne z moich najfajniejszych wakacji. Właściwie nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Góry (dla mnie ogromne) widziałam przecież tylko z balkonu, ale chyba właśnie wtedy je pokochałam, choć tę miłość zainicjowały „tylko” Gorce.
Muszę przyznać, że o historii Rabki wiedziałam niewiele, w tutejszych zakładach leczniczych nie gościłam, więc gdy w Onecie przeczytałam artykuł Ilona pamięta z sanatorium w Rabce przede wszystkim głód. Kasia – strach i upokorzenie i dowiedziałam się, że to tak naprawdę fragment książki Miasto dzieci świata autorstwa Beaty Chomątowskiej, od razu pobiegłam do księgarni wydawnictwa Czarne, dzięki któremu pozycja ta lada moment ukaże się na rynku.
Na stronie wydawnictwa można przeczytać m.in.:
Beata Chomątowska opisuje historię Rabki-Zdroju, począwszy od odkrycia dobroczynnych solanek. Złoty okres uzdrowiska przypada na międzywojnie, gdy pod zarządem rodziny Kadenów rozwija się nasza rodzima „czarodziejska góra” – z eleganckimi pensjonatami, dancingami i elitarnymi szkołami dla młodzieży z dobrych domów. Potem nadchodzą mroczne dni: w Rabce powstaje inna szkoła, w której przyszli członkowie oddziałów SS ćwiczą się w wykonywaniu egzekucji, bezpowrotnie znikają też żydowscy mieszkańcy miasta. W 1945 roku dochodzi do napadów na żydowskie sierocińce, a „leśni” jeszcze długo nie składają broni, wcielając w życie mit podhalańskiego zbójnika. Polska Ludowa tworzy tu wielki sanatoryjny kombinat dla najmłodszych, gdzie pełni oddania lekarze walczą o zdrowie przyszłych pokoleń. We wspomnieniach wielu małych kuracjuszy sanatorium przypomina jednak kolonię karną…
Ta książka nie będzie więc dziełem o idyllicznej Rabce mojego dzieciństwa. I choć nigdy nie przejawiałam jakiegoś szczególnego zainteresowania historią uzdrowisk, muszę przyznać, że lektura kilku pierwszych rozdziałów jest (przynajmniej dla mnie) wstrząsająca. Celem autorki z pewnością nie będzie jednak tania sensacja – książka ma potężną bibliografię, której filarem są wszelkiego rodzaju kroniki, akta i relacje.
Pozwolę sobie jeszcze zacytować Sylwię Chutnik:
Dzięki pasjonującej książce Beaty Chomątowskiej możemy prześledzić zmianę obyczajową i społeczną, jaka zaszła w rozumieniu praw dziecka i podejściu do higieny oraz zdrowia, a także poznać różne koncepcje tego, jak powinno wyglądać uzdrowisko i jaką rolę odgrywać. Dowiemy się też, że „republika skrzatów” nie była „rajem dzieci”, a jej historia ma wiele odcieni.
Oczywiście dzisiejsza Rabka to zupełnie inne miasto – „mój” ośrodek wypoczynkowy nie ma już niebieskich balkonów i chyba przeszedł w prywatne ręce, zaś Park Zdrojowy zrewitalizowano i otwarto w nim tężnię solankową. Przede wszystkim jednak jest to miejsce przyjazne i atrakcyjne dla najmłodszych, o czym świadczą choćby tytuł „Miasto Dzieci Świata”otrzymany 1 czerwca 1996 roku podczas I Światowego Zlotu Kawalerów Orderu Uśmiechu, a także herb Rabki (tak na marginesie autorstwa Jerzego Koleckiego – współzałożyciela Teatru Lalek „Rabcio”) .
Można zatem sądzić, że mroczna przeszłość Rabki to już przeszłość, ale ja i tak chętnie czegoś się o niej dowiem. Bo to miasto jakoś tak we mnie siedzi…
Eliza Kujan
Beata Chomątowska, Miasto dzieci świata, Czarne, Wołowiec 2024.
0 komentarzy