RADZIECKI CZŁOWIEK GÓR

Włodzimierz Szatajew przygodę z górami rozpoczął w latach sześćdziesiątych, a więc wtedy, gdy Związek Radziecki był rozkwicie, a wspomnienia swoje spisał, gdy o upadku ZSRR nie było jeszcze mowy. Książka to więc nienowa, lecz dlatego właśnie bardzo interesująca. Po pierwsze, ponieważ radzieckich książek o wspinaniu na naszym rynku właściwie nie było, po drugie, Szatajew, jako człowiek radziecki z krwi i kości, przedstawia radzieckie podejście do gór i wspinania, do kwestii etycznych i moralnych, a także współpracy między narodami na odcinku alpinizmu.

My, w Polsce, mieliśmy do tych spraw stosunek iście pięknoduchowski – góry były dla nas oazą wolności nawet w czasach alpiniad i wejść gwiaździstych, nie potrzebowaliśmy zezwoleń i stopni (choć były, a i karta taternika przez pewien czas też). W ZSSR, aby móc się wspinać, trzeba było mieć kursy, stopnie i zezwolenia, zgodę i błogosławieństwo wierchuszki. 

Szatajew pisze o swoich wspinaczkowych początkach i karierze, a areną wydarzeń są głównie Kaukaz i Pamir, wielkie i trudne góry, gdzie radzieccy wspinacze zdobywali szlify. Nic więc dziwnego, że kraj ten wydał tak wielu wybitnych wspinaczy, nie terminowali oni bowiem na miernych żeberkach i trójkowych drogach, jakie otaczają np. Halę Gąsienicowa, lecz stawiali czoło wysokości i żywiołom. Niestety w góry najwyższe zaczęli wyjeżdżać dość późno, gdy wszystkie trofea zgarnęli już koledzy z Zachodu i Azji.

Dla autora góry to miejsce samodoskonalenia się i cyzelowania zalet moralnych. Ogromnie ważna i wielokrotnie podkreślana jest rola pracy kolektywnej, forsowane są postawy odpowiedzialne, działanie dla dobra grupy i oczywiście radzieckiej ojczyzny. Jeśli któryś narowisty wspinacz chce się wyrwać i pierwszy osiągnąć na przykład przełęcz, może to zrobić, lecz tylko jeśli pozwoli mu na to kierownik. Gdy jacyś wspinacze chcą wytyczyć na górze nową drogę, mają obowiązek przedstawić… wytyczne, grafik, plan, pomysł wspinaczki, który musi zostać zaakceptowany przez federacyjną zwierzchność. Jeśli ktoś zaliczy upadek moralny, np. odmówi udziału w akcji ratunkowej, boli to wszystkich. Podczas lektury co i raz staje nam przed oczami Pawka Korczagin i hartująca się stal.

A co się dzieje, gdy zdobywać pamirskie olbrzymy zechcą zespoły kobiece? Są dyskusje – męskie oczywiście – o odpowiedzialności za ich poczynania, o ich predyspozycjach i prawie do samostanowienia.

A co się dzieje, gdy radzieccy wspinacze przybywają do USA na zaproszenie wspinaczy amerykańskich? Przede wszystkim są zgorszeni kapitalistycznym rozpasaniem, np. obsługą hotelową kojarzącą im się z niewolnictwem. Poza tym muszą pokazać się z jak najlepszej strony, nie okazać słabości, niewiedzy i braku profesjonalizmu, są wszak na terytorium wroga! Ubrani i wyekwipowani są marnie, lecz duch w nich wielki.

W Ameryce ich wspinaczkowy kolektywizm zderza się z zachodnim indywidualizmem, z drugiej jednak strony to Amerykanie dziwują się, jak można organizować jakiekolwiek zawody wspinaczkowe w górach czy też w skałkach. Słowem – zderzenie dwóch światów. Czyje będzie na wierzchu? Przeczytajcie, a się dowiecie.

Proza Szatajewa jest żarliwa, zaangażowana, ciekawa. Niestety tłumaczowi nie udało się oddać bogactwa językowego oryginału, a ja, jako redaktorka, nie widziałam powodu, by tłumaczyć książkę na nowo (oczywiście wszystko jest kwestią stawki za arkusz), choć mam nadzieję, że sprawiłam przynajmniej, iż opowieści mistrza sportu dobrze się czyta. Chciałabym porozmawiać w Włodzimierzem Szatajewem i dowiedzieć się, czy po pierestrojce jego poglądy na wspinanie zmieniły się na nieco bardziej kapitalistyczne. Być może nadarzy się taka okazja, bo autor „Kategorii trudności”, z okazji wydania jej Polsce, będzie gościem tegorocznych Spotkań z Filmem Górskim w Zakopanem.

Beata Słama

Włodzimierz Szatajew, „Kategoria trudności”, Stapis, Katowice 2016.

 

 

Kategorie: Książki