JAK POWSTAWAŁA PEWNA KSIĄŻKA GÓRSKA
Dziennikarz przeprowadził wywiad rzekę z pewnym Sławnym Człowiekiem Gór (SCG).
Dziennikarz nie znał gramatyki, z ortografią też był na bakier, w dodatku zadawał głupie pytania w najmniej odpowiednich momentach.
A w ogóle to nie wiadomo, czy to był dziennikarz.
Połowę pytań trzeba było wyrzucić.
SCG tekst poprawił, zaakceptował i oddał wydawcy.
Powiedział, że ma iść, jak jest, bo on kończył polonistkę i wie lepiej.
I żeby mu nie zawracać głowy, bo chodzi wcześnie spać.
Tekst musiały redagować dwie redaktorki, bo jedna nie dała rady ogarnąć wszystkich błędów.
SCG dostał tekst do akceptacji i wprowadził dużo nowych błędów. No, ale w końcu to jego książka, to mu wolno.
Tekst musiały poprawiać dwie redaktorki.
Wydawca dostał tekst do akceptacji.
Pokazał książkę żonie, szwagrowi i jakiejś pani.
Żona kazała skreślić długie zdania, bo jej się źle czytały
Wydawca wprowadził dużo nowych błędów. W końcu jest wydawcą, to mu wolno.
Tekst musiały poprawiać dwie redaktorki.
Kiedy już się napoprawiały, poprosiły o korektorkę.
Wydawca powiedział, że nie ma pieniędzy i że walorem książki są zdjęcia, a nie tekst, więc co tam błędy.
Zaznaczyć należy, że ta książka nie jest albumem i więcej w niej tekstu niż zdjęć.
Wydawca zadzwonił do redaktorek i powiedział, że tak poprawiały, czytały, a błędy są.
Redaktorki na to: weź korektorkę. Taka jest kolej rzeczy.
Wydawca: nie mam pieniędzy.
Jednak z redaktorek poprawiła za darmo. Zerknęła też druga.
Książka została wydrukowana.
Redaktorki boją się do niej zajrzeć.
GDK
0 komentarzy