JABŁKO
Czy to jest książka górska? A jakie warunki musi spełniać książka, żeby była górska? Z tym dylematem zmagam się od lat. Jeśli kryterium jest to, że akcja rozgrywa się w górach, to tak, Ja śpiewam, a góry tańczą jest taką książką, ponieważ rzeczy dzieją się w Pirenejach, w samych górach i podgórskim miasteczku.
A wszystko to jakby poza czasem. Jakby poza resztą świata. Są ludzie i ich niełatwe żywoty, tajemnice i natura – świadek i ważna, może najważniejsza bohaterka. Wszystko gada – chmury, sarny, woda, żywi i nieżywi. Wszystko ma swoją opowieść. Wszystko się splata i przenika. Czujemy wilgoć, szum wiatru i zapachy. Cierpienie i małe radości. Realizm magiczny (odrobina) i twardość ludzi gór (całkiem sporo). Brutalność i czułość. Dużo poezji. Wszędzie poezja. Ta napisana i ta nieoczywista, tętniąca pod. Zmieniający się narratorzy i punkty patrzenia. Czasem ze środka, czasem z przybycia.
Jak to jest napisane! Jak to się czyta! Co za język – jak soczyste jabłko, w które chce się wgryzać wciąż i wciąż. Język zawsze jest tym, co najbardziej mnie urzeka. I czego najbardziej autorom zazdroszczę.
Lektura do zatopienia się bez reszty i czytania bez przerw.
Doskonały przekład. I świetna redakcja. Wiadomo – Czarne. (Choć interpunkcja nieco zagadkowa).
Beata Słama
Irene Solà, Ja śpiewam, a góry tańczą (Canto jo i la muntanya balla), przekł. Barbara Bardadyn, Czarne, Wołowiec 2023.
0 komentarzy