HIBERNACJA – CZAPKINS TRWAJACY W WIECZNYCH ŚNIEGACH, PRÓBA RECENZJI
25 stycznia minęło siedem lat, odkąd Tomek Mackiewicz, zwany Czapkinsem, nie wrócił z Nanga Parbat. Nie „umarł”, nie „zaginął”… Monodram, który miał premierę właśnie tego dnia, zatytułowany jest Hibernacja, czyli stan pół-życia, trwanie w trybie przetrwania, oczekiwania… Na co?
To, że Tomek siedzi gdzieś na stokach Nangi, a jego umysł dryfuje leniwie w nieznanych nam krainach, bardziej chyba przemawia do wyobraźni niż pomysł, że Wanda Rutkiewicz, mimo skrajnego wyczerpania i ogromnych odległości, zeszła na „drugą stronę” i żyje sobie spokojnie w którymś z buddyjskich klasztorów.
Założenie, że Tomek w jakiś sposób jest, przyjęli twórcy monodramu: reżyser i scenarzysta spektaklu, Beniamin M. Bukowski, i Krystian Durman – grający Czapkinsa. Gdy wchodzimy na widownię, Czapkins siedzi już na scenie w pozycji medytacyjnej, puchowy śpiwór udaje mnisią szatę, w ręku mala… A w jego głowie się przypomina, snuje historia, pojawiają obrazy.
To już trzeci monodram górski w historii polskiego teatru. Najpierw były dwa znakomite monodramy o Wandzie Rutkiewicz i wydaje się, że ich twórczynie, nieograniczone koniecznością trzymania się faktów i formą biografii, głębiej wniknęły w istotę tego, czym jest żarliwa pasja, zagubienie, walka z samym sobą i osamotnienie w oślepiającej bieli. Czy monodram Hibernacja udał się równie wspaniale? I tak, i nie. Bo to, co można uznać za jego wady, może być również zapisane po stronie zalet.
Życie Tomka to doskonały materiał na dzieło – film, sztukę, pogłębioną biografię, a nawet rozprawę ontologiczną. Jest w nim wszystko: pasja, obsesja, ból istnienia, miłość, zmaganie się z uzależnieniem, dezynwoltura, brak powagi, a zarazem powaga ogromna. Jest o czym opowiadać. Jak zmieścić to na scenie?
Monodram kojarzy nam się z formą ascetyczną, kameralną: scena, aktor, słowo. Tu mamy słowo, obrazy, głos z offu, zapach kadzidła i dym, a w wszystko to tworzy raczej kolaż, a nie linearny przekaz. Rzecz toczy się dynamicznie, coraz to inaczej. Przenosimy się do domu babci Czapkinsa, do Monaru, w góry, do nieba… a to również dzięki nienarzucającej się, a przy tym pomysłowej scenografii. Do opowiedzenia tej historii został zaprzęgnięty cały arsenał teatralnych trików, łącznie ze sztucznym śniegiem, porywistym wiatrem i rykiem zawiei. Brzmi okropnie, prawda? Ale słuchajcie, to działa. Bo przecież teatr jest też dla zmysłów. Wszystko to przytłacza, bo tak ma być, byśmy bardziej czuli.
Tekst jest nierówny: są fragmenty dynamiczne, prawdziwe, grane przez Krystiana Durmana „z trzewi”, z niewykalkulowaną spontanicznością (co, o paradoksie, świadczy o doskonałej technice aktorskiej), są też jednak banały i truizmy, zdania sentencjonalne, trochę patetyczne. Brzmiące nieszczerze. Choć Krystian, dzięki bardzo dobremu i pełnemu poświęcenia aktorstwu, wychodzi z tego obronną ręką. Wierzymy mu. I podziwiamy jego aktorski trud.
Z całego tego chaosu wychodzimy poruszeni i wzruszeni. To magia teatru. Warto nie kręcić nosem i dać się jej ponieść. Spotkać z niezwykłym człowiekiem, którego można podziwiać lub z niego kpić, ale warto poznać. I z niezwykłym aktorem. Też człowiekiem gór.
Po spektaklu zapytałam Anię Solską-Mackiewicz, czy w tym spektaklu jest Tomek. Powiedziała, że tak. Więc chyba się udało.
Beata Słama

Hibernacja, Teatr Mały w Tychach
aktor: Krystian Durman
scenariusz i reżyseria: Beniamin M. Bukowski
scenografia i kostiumy: Mirek Kaczmarek
ruch sceniczny: Maćko Prusak
muzyka: Wojtek Kiwer
visual i oprawa graficzna: Maciek Malinowski
kierownik produkcji: Dominika Porwit
partnerzy spektaklu: PAJAK SPORT/Miasto Tychy/Krakowski Festiwal Górski/wspinanie.pl
Tekst ukazał na po wspinanie.pl. 25 stycznia 2025 r.
0 komentarzy