SŁOWA Z GRANITU
Poezja. O poezji się nie pisze, tylko się ją czyta. Literaturoznawca czy inny naukowiec przeanalizowałby, rozebrał, wytłumaczył. Ja nie potrafię. I nie chcę. Albo wciągnie, albo nie. Zachwyci, albo nie. Pochłonie, wchłonie, zaczaruje, albo nie.
Ostatnim, który pisał wiersze górskie (co za głupia kategoria), był chyba Michał Jagiełło. Może ktoś teraz też pisze, ale nie wydaje. Trzyma w szufladzie. Może to i dobrze. A może nie. A może o czymś nie wiem.
I pojawił się tomik Agaty Ludwikowskiej Granit.
To sprawa cyrkowa, przenosić na papier wspinanie i góry. W dodatku poetycko. Łatwo popaść szmirę i czułostkowość. W kosówki i szarotki. W przepaścistą śmierć i urwane liny.
Agacie udaje się nie.
Jej poezja jest prosta, chwilami surowa, a zarazem ulotna i głęboka. Lekka i bardzo szczera. Do takiej szczerości trzeba odwagi.
No i jest przecież nie tylko o wspinaniu i górach. O wszystkim. Oczywiście o życiu. O tym, o czym każdy sobie sam przeczyta.
Więc czytajcie i wytchnijcie, zamyślcie się. Tego nigdy za wiele.
A na zachętę:
powrót
śni m się że uczysz mnie wspinać się zimą dzięki temu
wracam gdyby ktoś mi powiedział jak to jest żyć w podróży
ze wszystkimi ciężarami zimnem i tęsknotą gdyby wczoraj
ktoś powiedział po miesiącach dziwnej choroby uratuję cię
zapowiedź wojny najpierw w zaciętym zamku karabinka
potem ósemka rozwiązana jak wąż który zjada zwój ogon
pisk śniegu pod butem tyle czytam znaków żeby uciekać
do siebie otworzyć szeroko ręce powiedzieć sobie znikaj.
Beata Słama
Agata Ludwikowska, Granit, Łódź 2021.
0 komentarzy