IZERSKIE MGŁY I KŁOPOTLIWE PODMIOTY

Książka Błędne łąki Jarosława Szczyżowskiego otrzymała na festiwalu w Lądku pierwszą nagrodę w kategorii literatura fikcjonalna, pomyślałam więc: nareszcie przeczytam dobry górski kryminał! No, ale zaraz przypomniałam sobie, że przecież Grand Prix dostał kiedyś Sławek Gortych… Książka Szczyżowskiego nie jest książką wybitną, a lądeccy jurorzy jakby zapomnieli, że mogą nie przyznawać głównej nagrody. Jest to jednak książka, która na tle tego, co obecnie wychodzi, prezentuje się nader przyzwoicie.

Nie, nie mam obsesji na punkcie Sławka Gortycha, tak się jednak złożyło, iż przed Łąkami przeczytałam jego najnowszą książkę, a poza tym wydaje się, że to on wyznaczył schemat górskiego kryminału, który inni chętnie powielają: trzeba wziąć jakieś pasmo górskie mniej eksploatowane turystycznie i literacko niż Tatry, dorzucić trochę historii (dobrze się też sprawdza miks kulturowy), rozsnuć mgłę tajemnicy, rozrzucić trochę trupów (tych w szafach też) i wstawić bohatera tropiciela, który jest dziennikarzem lub pisarzem i ma trudną przeszłość. Dobrze też, jeśli jest w miarę męski. U Szczyżowskiego historii raczej nie ma, za drzewami nie czają się duchy hitlerowców, bo czai się zupełnie co innego, pozostałe składniki obecne.

Bohaterem jest dziennikarz Aleks, który ma napisać artykuł o tajemniczym zaginięciu pary studentów w Górach Izerskich. W ramach zbierania materiałów przyjeżdża do Chatki Górzystów (fajne słowo), niezależnie i siłą rzeczy dołącza do niego Youtube’owa dedektywka Kaśka i zaczynają dziać się rzeczy straszne: w lesie coś skrzypi i szepcze, wszyscy błądzą, ściele się trup, szaleje szaleństwo, wybuchają pożary… A gdy w pewnym momencie myślimy sobie: no tak, spodziewałam/łem się, no prosta sprawa, banał, autor dokonuje zręcznego twistu fabularnego i nic nie jest takim, jakim się wydaje. I nagle mamy przesłanie ekologiczne, jakże mi bliskie.

Błędne łąki mają niesamowity klimat, czujemy niemal, jak osiada na nas wilgotna mgła, słyszymy niemal niepokojące leśne odgłosy, sugerowany jest udział sił nadprzyrodzonych, a mnie nasuwa się porównanie z książkami Słowaka Józefa Kariki (polecam). Bywa też przyjemnie: w kominku trzaska drewno, często polewane są ziołowe nalewki i drink zwany ogórkowa. No i bohaterowie jedzą! O czym większość autorów kryminałów zapomina. Szczyżowski tworzy wiarygodnych świat, w którym fajnie się pokręcić.

Bohaterowie są z krwi i kości, narysowani zręczną i nienachlaną  kreską, wiarygodni i niejednoznaczni, z nieoczywistą przeszłością. A tym, co zdecydowanie odróżnia tę książkę od pisarstwa Gortycha są żywe i prawdziwe dialogi. Szczyżowski indywidualizuje język, nie boi się potoczności. Bardzo dobrze się to czyta.

Niestety, do pisania kryminałów (górskich w szczególności) zabierają się często osoby niedoświadczone w kwestiach literackich, pisarscy amatorzy, który często mają dobry pomysł, lecz nie potrafią ubrać go zręcznie w słowa. Nic nie poradzę na to, że czytam książki jako redaktorka i widzę wszystkie niedociągnięcia, a przede wszystkim to, że redaktorzy z wydawnictw początkującym (a i doświadczonym) autorom nie pomagają, bo zwyczajnie nie znają się na swojej robocie (skąd oni się biorą?!)  – pomóc mogę ja, więc się, drodzy autorzy, zgłaszajcie ;-).

Dlatego garść uwag technicznych.

Jarosław Szczyżowski ma spory problem z podmiotami. Boi się podmiotu domyślnego, co skutkuje tym, że podmioty wyskakują jak diabeł z pudełka i się mnożą. W ramach źle pojętego bogactwa języka główny bohater jest Aleksem Lipskim, Aleksem, Lipskim, dziennikarzem i mężczyzną (a my się zastanawiamy, skąd nagle wziął się jakiś mężczyzna), a druga bohaterka, Katarzyna Ferenc, jest Katarzyną, Katarzyną Ferenc, Kaśką, Detektywką, dziewczyną, małolatą i kobietą. Czasem w jednym akapicie. Moim ulubionym typem zdania jest (to nie cytat, ale w Błędnych łąkach takie passusy są): „Aleks podszedł do okna. Mężczyzna zapatrzył się w dal”.

A poza tym, ileż razy można pisać, że Kaśka miała kolorowe włosy, a inna bohaterka elfi uśmiech?

No i na opał rąbie się drewno, nie drzewo. Chyba że działa się w lesie.

No i jest jedna smakowita literówka (zdarza się): „Konstrukcja wyglądała na starą, kamienie pokryte były grubymi kołdunami mchów, które zwisły w wilgotnych kępach”. Mchy w kształcie zwisających pierogów działają na moją wyobraźnię.

To druga książka tego autora, pierwsze było Obserwatorium, które chętnie przeczytam. A Was namawiam do lektury Błędnych łąk. Nie pożałujecie.

PS Jak już wiecie, akcja powieści rozgrywa się w Górach Izerskich, wciąż w miarę pustych. Popularyzacja ma strony dobre i złe, a ja się boję, że po lekturze tej książki rzucą się tam tłumy turystów, warszawiacy wykupią wszystkie domy i działki i znienacka zaczną wyrastać przeklęte domki. Trzymajcie kciuki, żeby tak się jednak nie stało.

Beata Słama

Jarosław Szczyżowski, Błędne łąki, Znak Literanova, Kraków 2025

 

Kategorie: Książki

0 komentarzy

Leave a Reply