ABSURDY GÓR, SPRZECZNOŚCI DENISA
Nie płacą mi od linijki, w ogóle nikt mi nie płaci, więc w mojej recenzji nie będzie na początku życiorysu bohatera, a potem streszczenia książki ‒ to ulubiona forma recenzentów książek górskich niemających zbyt wiele do powiedzenia. A tak na marginesie: Ponieważ moją ambicją nie jest, by recenzja była emanacją mojej osobowości czy intelektu, zastanawiam się czasem, czy może ograniczyć się jedynie do słów „warto” – „nie warto” lub „dobra” – „zła”. Zastanowię się jeszcze.
Nie będzie w tej recenzji analizy konstrukcji dzieła, pochylenia się nad językiem, wątków ontologicznych, psychologicznych czy innych –icznych, ponieważ nie mamy do czynienia z dziełem wybitnym, a przeciętnym i w jakiś sposób banalnym. Mnóstwo wspinaczy napisało o sobie książki, a niewielu oryginalne.
Denis Urubko jest wybitnym wspinaczem – to kwestia poza dyskusją.
Jedni uwielbiają go za Nangę i ogólną atrakcyjność, inni na zawsze będę mieć do niego pretensję o K2. Jest szczery, żywiołowy, opowie, zaśpiewa – ozdoba festiwali ‒ w obejściu szarmancki, a nawet nieśmiały. A jednocześnie zdecydowany, a nawet nieprzejednany w swoich poglądach, np. na himalajską zimę. Idzie własną ścieżką, wie, czego chce. Twardziel („Zatem będę żył i się wspinał w zgodzie z kalendarzem i warunkami klimatycznymi. Bez dodatkowego tlenu i podgrzewaczy. Inaczej mówiąc – bez smoczka i termoforu. W terminach, które uważam za uczciwe, zrozumiałe i prawidłowe”).
Słowem, człowiek rosyjski ze wszystkimi zaletami i wadami, niezależnie od aktualnego obywatelstwa.
Poglądy na himalajską zimę właśnie, a także na wiele innych kwestii (jest trochę o naturze Polaków), znajdziemy w jego najnowszej książce Absurd Everestu. Jest ona dobrym uzupełnieniem Czekana porucznika, opowiada o początkach wspinaczkowej kariery Denisa. Choć czy jest to książka nowa, trudno stwierdzić, ponieważ opis akcji na Evereście pochodzi z 2012 roku. W sumie pisał dwanaście lat, więc właściwie nie wiadomo.
Jest o kobietach i życiu, opowieść miejscami w tonie nieco sowizdrzalska. Nie wyróżnia się językiem czy też oryginalnością spostrzeżeń, choć są momenty wzlotów. Czasem rzuca metaforą niczym Rafał Fronia, innym razem zapuszcza się na zdradliwe wody grafomanii. Przekład pełen nieścisłości, czasem brak logiki, niestetety Iwona Baturo, redaktorka, sobie z tym nie poradziła i doprawdy mogłaby przepuścić nieco mniej błędów ‒ o swobodzie wypowiedzi i potoczystości stylu nie decyduje liczba kolokwializmów i błędów gramatycznych. I są moje ulubione obozy bazowe… Może żeby redagować książki, trzeba być redaktorem?
Beata Słama
Denis Urubko, Absurd Everestu (Абсурд Эвереста), przekł. Irena Kulesza, Helion, Gliwice 2019.
0 komentarzy