TATRY NA NARTACH

Gdyby atrakcyjność wydawanych dziś książek mierzyć liczbą zdjęć oraz grubością grzbietu, to wydany przez TPN przewodnik skiturowy „Tatry na nartach” Wojtka Szatkowskiego prezentuje się wzorowo.

Przed wyjściem na wycieczkę należy jednak zweryfikować ciężar plecaka. Rozsądny turysta nie nosi ze sobą nadbagażu. Jeśli książka ma zostać w domu, to 472 gramy nie robią różnicy. Jeśli jednak przewodnik zabieramy w góry (co wydaje się dość oczywiste), to rozważania o wadze plecaka przestają być „retoryką zawodnika” i nabiorą głębszego sensu po kilku kilometrach marszu.

W tym kontekście nasuwa się pytanie, po co przewodnik skiturowy został napchany fotografiami niczym gołąbek ryżem? Niektóre artystyczne, autorstwa Adama Brzozy czy Andrzeja Śliwińskiego, inne – jak zbliżenie „grudniowych traw” (str. 100) – pokazują wrażliwą naturę „pasjonata historii narciarstwa”, jeszcze inne nie wnoszą nic do tematu, gdy zdjęcia w rozmiarze znaczka pocztowego nakładają się na siebie, albo po raz kolejny widzimy plecy podchodzącego narciarza. Czy „Tatry na nartach” mają pełnić funkcję albumu, czy przede wszystkim dostarczać merytorycznej wiedzy na temat tras wycieczek?

W przewodniku nie ma za to zdjęć instruktażowych – może i lepiej, bo wychodząc w góry, trzeba już mieć praktyczne umiejętności. Interpretacja niektórych fotografii jest z kolei trudna – czy na str. 152 i 156 widzimy detektor lawinowy założony na wierzchnią warstwę odzieży? Jeśli tak, nie wolno tego brać za wzór do naśladowania, podobnie jak zjazdów z paskami kijków założonymi na nadgarstki (str. 44) lub podejść/zjazdów w bardziej stromym terenie z zapiętym pasem biodrowym albo bez kasku (str. 261, 270, 288, 305, 333, 337).

Niedosyt pozostawiaj podpisy pod zdjęciami – są lakoniczne i u wnikliwego czytelnika mogą wywołać odruch sprzeciwu, bo jak tu się zgodzić, że zdjęcie na str. 252 przedstawia „zjazd ze Świnickiej Przełęczy”, skoro ta pozostaje jedynie dalekim planem, a zdjęcie na str. 258 wykonano „po zjeździe z Zawratu”, ale Zawratu wcale nie widać.

O walorach poszczególnych tras nie warto dyskutować, bo to sprawa gustu. Dobrze, że autor oferuje spore urozmaicenie: od wycieczek łatwych po te bardziej wymagające, udzielając szczegółowych informacji i dołączając mapki (jedynie poglądowe – skala 1:75000).

Na początku sezonu warto doczytać m.in. przepisy, na podstawie których Park udostępnia Tatry do celów skituringu. Wiedza uchroni nas przed ewentualnymi jałowymi dyskusjami ze strażnikami również po stronie słowackiej, gdzie – dla zwykłych turystów – większość dolin pozostanie zamknięta do czerwca. Ciekawostką jest też ponaddwudziestostronicowy rys historyczny narciarstwa.

Na koniec rzecz pozornie nieistotna ‒ przewodnik napisany jest małą czcionką. Być może to sugestia, że jest on skierowany do osób z sokolim wzrokiem. Jeśli jednak informacje w nim zawarte mają być przydatne w terenie, na wietrze, przy gorszej pogodzie problem drobnych liter nabiera na znaczeniu. Dobrze natomiast, że papier, na którym zostały wydrukowane, jest wodoodporny i bardziej trwały niż tradycyjny.

Ogólne wrażenie po przeczytaniu przewodnika jest pozytywne: książka potrzebna i ładnie wydana.

Klaudia Tasz

 

PRZEWODNIK IMPREGNOWANY, HISTORYCZNY I ILUSTROWANY

Gdy nastaje pogodny zimowy dzień, na trasy w okolicach Zakopanego wylegają tłumnie skiturowcy, a raczej na jedną trasę – można odnieść wrażenie, że zakopiański skialpinizm polega na mozolnym podążaniu nartostradą na Goryczkową. Suną pocie czoła  przebogato wystrojone paniusie i panowie wyposażeni w najnowszy sprzęt – na górę docierają jednak tylko nieliczni (często są to trenujący zawodnicy), no bo przecież trzeba jeszcze jako tako zjechać. Nie, no, lepiej niech chodzą, zamiast objadać się w domu i pić wódkę, nie ma jednak taki skialpinizm nic wspólnego z przygodą, choć z kulturą fizyczną jak najbardziej.

Ale oto, za sprawą nowego przewodnika Wojciecha Szatkowskiego, wydanego przez TPN, w ich życiu może zagościć nowe i nieznane, dla takich bowiem spokojnych wycieczkowiczów przeznaczona jest pierwsza jego część, proponująca wycieczki w paśmie dolnoreglowym.

W dalszej części autor opisuje wiele innych ciekawych wycieczek – w Polsce i na Słowacji – dla narciarzy bardziej zaawansowanych,  lecz o trafności i komunikatywności ich opisów można się przekonać dopiero w boju, przechodząc proponowane trasy, a jak tu wycieczkować, skoro nie ma śniegu?  Tak więc o tym zmilczę.

Bez wątpienia „Tatry na nartach” książka to niezwykle pożyteczna – są w niej też mapki i porady – doskonale, że Wojciech Szatkowski, zapalony turysta narciarski i popularyzator tej dyscypliny, podjął się jej napisania.

Ma ona jednak kilka poważnych wad.

Ktoś chyba nie zrozumiał, czym jest przewodnik. A może to ja tego nie rozumiem? Według mnie przewodnik to książka, którą można włożyć do plecaka i zaglądać do niej w czasie wycieczki, musi być więc lekka. Ta lekka nie jest – waży prawie pół kilo.

Po pierwsze, za sprawą papieru – który jest podobno odporny na zamoczenie i szarpanie, ale za to gruby i ciężki. (A skoro ciężki, nikt książki na wycieczkę nie weźmie, a więc nie będzie szarpana i moczona).

Po drugie – uwaga, będzie rym – za sprawą swej grubości, która wynika ze zbędnej zawartości.

Autor ewidentnie pracował na wierszówkę, jest bowiem rozdział poświęcony historii narciarstwa, bardzo interesującej, lecz na trasie zupełnie nieprzydatnej. (Można o niej przeczytać w przeróżnych periodykach ‒ Wojtek Szatkowski pisze dużo i z zapałem).

Ponadto opis każdej trasy poprzedzony jest krótkim rysem historycznym – kto, kiedy i dlaczego się po niej przebiegł. To wzruszające, uświadomić sobie, że oto podąża się śladem pierwszych zdobywców, lecz takie wzruszenia lepiej może przeżywać w domowym zaciszu.

Ktoś ewidentnie postanowił również zarobić na fotografiach – jest ich bowiem mnóstwo, choć nie wiadomo dokładnie, jaką funkcję mają spełniać. Są na nich bowiem wędrujący narciarze, wędrujący narciarze, oraz wędrujący narciarze, a także wędrujący narciarze. Zmienia się tylko tło.

Są też górskie pejzaże, lecz po co oglądać je w książce, skoro podziwiać je będziemy na żywo, na wycieczce?

Beata Słama

Wojciech Szatkowski, „Tatry na nartach”, Tatrzański Park Narodowy, Zakopane 2015.

Kategorie: Książki